Sztuka ludowa

Rate this post

Sztuka ludowa, taneczno-muzyczna (na nutę hopsa-hopsa) w dwóch aktach pt.:

 

„Dylu, dylu o litościwym Krokodylu”,

 

Akt.I.

Akcja toczy się w nadrzecznych łąkach, w zakolach rzeki, gdzieś na pograniczu lubuskiego i dolnośląskiego.

 

Stadko Jagniąt psy nadzorowały,

i jak to w życiu często bywa,

jakoś się z tej pracy wywiązywały,

choć dla Jagniąt sytuacja ta była uciążliwa.

 

A w stadku i Runka, i Beee-rka,

i każde wokół nerwowo zerka,

bo i Wilków przybywało wokół,

a ze starości sypał się ostrokół.

 

Do debatujących, o tym i o owym, Jagniąt

wylazł z mętnej wody Krokodyl i słucha,

(one miały trochę swobody, był to czas ich świąt),

a ten przysiadł się bliżej nastawiając ucha.

 

A one ciągle tylko o tym,

że wybieg jest bardzo mały

i jeszcze z dziurawym płotem,

że ściany obórki już się rozsypały,

zaś kręta na pastwisko droga też jest kłopotem,

i apetyt na świeże sianko ucieka (?),

gdy Wilk za każdym zakrętem już czeka (!).

 

„Pomóc chętnie mogę” – tak im Krokodyl rzecze,

„Znam już problemy Wasze i jest na to rada.

A do tego znam także Wilków narzecze,

więc szybko się też i z Wilkami dogadam,

tylko . . .  – zróbcie mnie przywódcą waszego stada!”.

 

Więc po krótkiej naradzie – cóż robić było,

tak miły ten krokodyl się zdawał . . . (?),

po pleckach klepał i bez brudzia się nie obyło,

gdy po nadrzecznych włościach oprowadzał…..

 

Więc uzgodniono wielce nie gadając,

że to Krokodyl będzie prowadził do wodopoju,

a Jagnię samo wróci, drogę już znając,

a będzie to tylko co czas jakiś, aby uniknąć

zbędnego dla Krokodyla znoju (?).

 

 

Akt II.

I jak uzgodniono, tak i zrobiono.

Po kolejne Jagnię, niby do wodopoju

Krokodyl co jakiś czas z wody przychodził.

I ciągle o sobie prawił i ciągle opowiadał,

jak to przy tym wielce się natrudził,

i że go nikt za to nigdy nie nagradzał (?).

 

Tylko Jagniąt stadko ze zdziwieniem zerka

„z Leszczyn(ka)owej polanki zostało tak niewielu.

Gdzie się podziewają, i Runka, i Beee-rka,

Powiedz nam powiedz, nasz przyjacielu.”

 

A nasz Krokodyl i nieraz się wzruszył.

Bo choć brzuch miał duży i duże potrzeby,

to żal mu Jagniąt było, które najpierw tuczył,

By je potem spożyć, w czas wieczornej wieczerzy.

 

Więc i łzy krokodyle nieraz mu leciały,

gdy je skubał z runka, które jeszcze sprzedał,

i tak każdego ranka, te łzy jak grochy spadały,

gdy zaprawy robił, a przedtem peklował.

 

A że był koneserem i lubił się dzielić,

to kości jednemu z Wilków zostawiał każdej niedzieli.

Więc i Wilk syty . . . ., syty i Krokodyl.

Super układ: mucha nie siada, albo nie siada i motyl.

 

A morał z tego taki:

Nie decyduj pochopnie

Gdy masz kłopot wielki,

Postępując roztropnie

Unikniesz losu, i Runki, i Beeerki.

 

W ten sposób kończymy tę bajkę o „wrażliwym” Krokodylu,

który płakał rzewnymi łzami nad pożartymi Jagniętami,

chowając się za plecami Wilka-zastępcy ze wstydu

lub uciekając w swoje grzęzawisko za nadrzecznymi szuwarami.

 

dP

Loading