ZAMACH NA ZŁĄCZE OBD

Rate this post

Zamach na złącze OBD

Potwierdzeniem monopolistycznych zamiarów producentów samochodów są podejmowane obecnie w Brukseli dążenia do wyeliminowania z obowiązkowego wyposażenia samochodów złącza OBD (On-Board Diagnostics). Jest to złącze diagnostyczne, pozwalające w każdym warsztacie wykryć usterki samochodu, oczywiście po podłączeniu do specjalistycznego komputera. Funkcjonuje ono jako obowiązkowe wyposażenie samochodu w Polsce od 2002 r. (w UE od 2001, w USA od 1996 r.).

Ktoś teraz wpadł na pomysł, aby to złącze wycofać, by przestało stanowić wyposażenie obowiązkowe samochodu. Dlaczego? Co to oznacza? Wówczas zdiagnozowanie usterek w samochodzie stanie się możliwe tylko bezprzewodowo, a dostęp do takich danych będzie kontrolował producent pojazdu.

Za projektem likwidacji OBD stoi z pewnością znaczące lobby producentów aut.

Przypuszczam zaś, że wielu posłów w parlamencie europejskim nie ma zielonego pojęcia, czym jest to złącze i jakie skutki może przynieść jego likwidacja.

Dostęp do danych serwisowych czyli równi i równiejsi.

Jak to może być w praktyce?

Producenci samochodów wprawdzie twierdzą, że nie będą blokować dostępu do danych serwisowych pojazdu niezależnym warsztatom, ale… dostęp będzie się odbywał poprzez serwery koncernów samochodowych i pod ich kontrolą. Czy będzie to zatem pełny i równoprawny dostęp w czasie rzeczywistym?

Bezpieczeństwo.

Spowodowała wypadek i uciekła. „Wsypało” ją… własne auto.

A nawet jeśli, to i tak ASO będą uprzywilejowane. Firma, która jest autoryzowanym serwisem koncernu X, wykupi tylko raz pełny pakiet dostępowy do danych pokładowych pojazdów określonej marki i będzie go używać naprawiając i serwisując pojazdy wielu klientów. Niezależny serwis będzie musiał natomiast wykupywać taki dostęp każdorazowo dla aut różnych marek, które do niego przyjeżdżają. Obecnie jednorazowy dostęp tylko do elektronicznych danych pokładowych samochodu kosztuje od 4 do 10 euro. A ile może kosztować dostęp do elektronicznej książki serwisowej? Oczywiście tą kwotą warsztat będzie musiał obciążyć klienta, a tym samym przestanie być konkurencyjny w stosunku do ASO.

Sprytne, no nie?

A co po zakończeniu gwarancji?

Wiemy już, że z bagażnika nie wyskoczy miły pan ze skrzyneczką narzędziową, aby wymienić chociażby żarówkę w reflektorze albo zerwany pasek. W rzeczywistości pod szumną nazwą „zdalnej naprawy” kryć się będzie co najwyżej reset albo aktualizacja systemu, wykasowanie błędów. W okresie gwarancji jeszcze zapewne bezpłatne. A potem?

Być może samochód zażąda, abyśmy uiścili opłatę za aktualizację systemu albo wykasowanie błędów. Rachunek przyślą nam do domu albo będziemy mogli zapłacić nawet od razu, poprzez aplikację bankową w smartfonie.

Tak czy owak tego rodzaju zdalne sterowanie samochodem przypominać może obecne systemy operacyjne w komputerach. Najpierw zdalnie wgrywane aktualizacje, potem wsparcie dla systemu zostanie zakończone, bo wejdzie w życie już jego nowa wersja, którą trzeba będzie kupić, gdyż w przeciwnym razie zostaniemy narażeni na dziwne wirusy…

Nie potrafię przewidzieć, jak to będzie wyglądało w praktyce, ale pewne jest, że telematyka stworzy producentom samochodów ogromne możliwości. Nie tylko ułatwiania życia kierowcom, ale także sterowania sposobem eksploatacji samochodu.

A hakerzy już czekają.

Kolejne niebezpieczeństwo to możliwość ingerencji w życie kierowcy. Z jednej strony będzie to mógł czynić producent pojazdu. Auto zostanie jednak wyposażone w kartę SIM, a więc również operator będzie gromadził dane, dokąd jeździmy, jakimi trasami itd. To jednak już nic nowego, bo przecież telefon komórkowy też pozwala zbierać o nas bardzo wiele danych.

Z drugiej jednak strony IT w samochodzie stworzy pole do popisu hakerom. Przeprowadzono już takie eksperymenty. Sprytnym chłopakom mającym pojęcie o tym, jak działają różne aplikacje, udało się zdalnie wyłączyć w samochodzie światła, potem poduszki powietrzne, a na koniec całkowicie zablokować możliwość uruchomienia silnika.

Hakerzy przejmują kontrolę.

Może więc już niedługo jakiś małolat dla żartu zablokuje wam system ABS albo ESP, albo jacyś dziwni kolesie zażądają okupu za odblokowanie auta, którym np. wybraliście się na wakacje. Oczywiście producenci samochodów twierdzą, że będą to systemy bezpieczne, chronione przed takimi atakami. Podobnie jednak twierdzą także banki, wielkie korporacje. A włamania hakerskie do ich systemów są i będą…

Nie posłuchasz, to zablokują ci samochód.

Polacy to bardzo zdolny naród, zwłaszcza jeśli mowa o omijaniu przepisów. Trudno się nawet temu dziwić, bo skoro prawo nie służy uczciwym ludziom, ale cwaniakom i oszustom, skoro nie chroni porządnych obywateli, ale różnej maści bandytów, to ci uczciwi ludzie też próbują się przed tym jakoś bronić.

No, ale z drugiej strony kombinatorstwo mamy we krwi. Tachograf? Jest na to sposób – magnesik w odpowiednim miejscu. Taksometr? Można wmontować tzw. dopalacz. Auto przejechało 890 000 km? No to cofniemy liczniczek, żeby naiwny klient kupił i zaraz będzie 89 000 km.

Producenci.

Intel zajmie się ochroną samochodów przed hakerami.

To może tak samo z telematyką? Przeciąć jakiś kabelek albo kupić w internecie pirackie oprogramowanie do auta? Tyle tylko, że w tym przypadku wszelkie kombinacje mające na celu wyłączenie systemu w samochodzie będą mogły skończyć się dla właściciela auta przykrymi konsekwencjami. W najlepszym razie straci gwarancję, a najgorszym zablokują mu samochód na amen i będzie mógł go tylko oddać na złom.

Nie ma co się tak cieszyć.

W mediach pojawiają się zachwyty na tym, jakie to mądre będą już wkrótce samochody, jak wspaniale będzie nimi jeździć. A najwięcej radości sprawia możliwość wezwania przez auto pogotowia w razie wypadku.

Szkoda, że tak niewielu dziennikarzy potrafi dostrzec także drugą stronę medalu.

Bezpieczeństwo.

Samochody Volvo będą się wzajemnie ostrzegać o zagrożeniu

Inteligentne auta, dbające o bezpieczeństwo i wygodę jadących nimi osób, utrzymujące stały kontakt z otoczeniem i potrafiące komunikować się z nim niezależnie od kierowcy, sygnalizować usterki, a nawet stwarzające możliwość zdalnej naprawy – to oczywiście wielki postęp, pole do popisuje dla wspaniałych technologii, o których kiedyś naszym ojcom i dziadkom nawet się nie śniło. Ale nie ma nic za darmo.

Tak głęboka i zdalna ingerencja w samochód do tej pory nie miała miejsca. Oczywiście rozwój technologii jest nieunikniony. Nie jestem konserwatywnym dziadkiem, nie uważam, że samochód powinien być nadal naprawiany tylko młotkiem i kombinerkami. Wszystko jednak warto robić z głową.

A wy, słysząc o takich rewelacjach nie cieszcie się za bardzo, lecz pomyślcie, komu to będzie służyć. Czy przede wszystkim nam, kierowcom, czy też może głównie wielkim koncernom samochodowym? Nie bądźcie naiwni.

Polski kierowca.

Czytaj więcej na http://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/polski-kierowca/news-rozbijesz-sie-a-twoj-samochod-wezwie-pomoc,nId,2344778#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

Loading