SYNDROM SZTOKHOLMSKI NA SKP

Rate this post

Nasz syndrom sztokholmski. Czyli miłość do prześladowcy, niczym rzekome love story wilka do owcy.

Syndrom sztokholmski opisywany jest w literaturze od lat.1 W rzeczywistości „syndrom sztokholmski”, to stan psychiczny, który jest reakcją obronną człowieka na bardzo silny stres spowodowany sytuacją, z którą nigdy, Nigdy, NIGDY wcześniej nie miał do czynienia. Wyraża się odczuwaniem sympatii i solidarności wobec oprawcy/sprawcy swojego nieszczęścia.

 

W literaturze przedmiotu przyznaje się powszechnie, że syndrom sztokholmski nie dotyczy tylko osób porwanych, ale też ludzi, którzy żyją w toksycznych związkach. Bo bardzo często obserwuje się go też w relacjach pracownik-pracodawca (sic!). A przypomnę, że pracodawcą:

  • naszej całej branży jest Państwo Polskie, które ustala nam Cennik,

    zaś

  • pracodawcami naszego środowiska zawodowego są właściciele naszych SKP.

Ja najbardziej cenią cenię sobie przykład tego ciekawego zjawiska psychologicznego, z którym mieliśmy do czynienia u porwanej w wieku 10 lat Nataschy Kampusch. Ona przez osiem lat była więziona, bita, poniżana i gwałcona przez Wolfganga Priklopila. Bo nawet, gdy on zabierał ją na basen lub na narty w Alpy, to nie wzywała pomocy i nie uciekała. A, gdy już zmarł, to opłakiwała go tłumacząc dziennikarzom, że dzięki porwaniu uniknęła zagrożeń młodości, takich jak: alkohol czy papierosy (sic???).2

 

W niemieckich obozach zagłady „Człowiek nie wybiera tej sytuacji, ale musi jej sprostać. W tym wypadku – zdać się na łaskę lub niełaskę kata.”3 Z punktu widzenia syndromu sztokholmskiego jest to ważne, gdy wielu polskich antysemitów z faszyzujących prawicowo-katolickich organizacji jeszcze dziś czyni bezsensowny i bezpodstawny zarzut części Żydom, że uczestniczyli w zagładzie własnego Narodu po stronie oprawców, jako np. „kapo”.4

Więc tak, nikt powyższym faktom nie zaprzeczy, czyli możemy już przejść do ad rem, to znaczy do rzeczy.

A oto warunki, które Nauka określa jako niezbędne ku temu, aby mówić o wystąpieniu syndromu sztokholmskiego:

  1. Sytuacja, która nigdy wcześniej nie zaszła – dla i wobec prześladowanego.

    To dlatego też stres z tego tytułu jest tak wielki, że powoduje równie wielkie spustoszenie w psychice prześladowanego. Mam nadzieję, że nikt nie ma już wątpliwości, że stojący w miejscu Cennik BT od 17 lat jest ewenementem na skalę nie tylko Polski, ale także UE i całego Cywilizowanego Świata. Taka sytuacja nigdy wcześnie nie zaszła w naszej branży! Podobnie, jak to było w przypadkach ofiar porwań, członków rodzin przemocowych, itd., itp., et’cetera.

  2. Poczucie zagrożenia ze strony rządzących i ich przedstawicieli z MI, DTD oraz z podległych im instytucji.5

    To poczucie zagrożenia występuje szczególnie w środowisku Podstawowych SKP oraz tych wszystkich, które nie mają żadnego innego – często patologicznego! – wsparcia ze strony własnego warsztatu lub własnej firmy transportowej i okręgowej SKP, czy też innej działalności gospodarczej. To poczucie zagrożenia wzrosło po informacjach o istotnym zmniejszeniu się liczby Podstawowych SKP w okresie ostatnich 12 m-cy.

    To poczucie zagrożenia widoczne jest także w naszym zawodowym środowisku, które już musi nijako „cofać się” do minionych czasów w zakresie niepełnych standardów jakościowych wykonywania BT na SKP. Spowodowane jest to potrzebą oszczędzania. Bo obecnie obowiązujący Cennik BT nie zapewnia zwrotu nakładów na bieżące utrzymanie SKP. A pogorszenie jakości BT (pomijanie części elementów kontroli na ścieżce, skracanie czasu BT, aby szybciej wyłączyć światło po zjechaniu klienta ze ścieżki) z uwagi na konieczność utrzymania finansowej płynności stanowi też zagrożenie dla utrzymania naszych uprawnień zawodowych. Przecież to chyba jasne i proste.

    Powszechne jest przekonanie, że nasz (?) resort transportu rękoma TDT dokona istotnego liczebnego zmniejszenia uczestników naszej branży.

  3. Sprawca/oprawca udaje życzliwość.6

    W przypadku resortu transportu zaprasza on do rozmowy lub na dyskusję (fiasko prac tzw. „grupy roboczej”), sugeruje zrozumienie. Daje złudną nadzieję na pozytywne rozwiązanie już od ponad 10 lat.7 Do tego służą drobne i nieistotne zmiany w obowiązującym prawie/regulaminie, które nie niwelują głównych i zasadniczych patologii (niekonstytucyjność, niezgodność z Prawem UE, sprzeczność rozwiązań).8

    Z podobną sytuacją mamy do czynienie w przypadku niektórych naszych właścicieli SKP, którzy przyjmując do pracy udają życzliwość i wzajemne poszanowanie. Ale z konieczności ekonomicznej będą naciskać na nasze środowisko zawodowe do pogorszenia jakości BT.

  4. Brak możliwości wyjścia z opresji lub przekonanie ofiary o jej braku.

    Duża część naszego środowiska jest przekonana, że nic się nie da zrobić, bo to przecież trwa już od ponad 10 lat. Więc przyjmują bierną postawę ofiary i rezygnują z jakiejkolwiek aktywności. A na dodatek „kiedy cię nie zniszczą od razu, myślisz, że są dobrzy. Stają się jeszcze lepsi każdego kolejnego dnia, kiedy pozwalają ci jeszcze jakoś funkcjonować, jakoś żyć”9. Podobnie czyni wielu uczestników naszej branżowej gry wspierając urzędników naszego (?) resortu transportu lub niektórych właścicieli naszych patologicznych SKP. Każdego następnego dnia, każdego następnego miesiąca i roku przyzwyczajamy się do tej sytuacji, nijako tracąc z pola widzenia możliwość jakiejkolwiek zmiany.

  5. Izolacja ofiary, która czuje się kompletnie osamotniona i bezradna.

    Nasze organizacje środowiskowe nie chcą lub nie potraf jakoś zaradzić temu osamotnieniu. Tym bardziej, że z inicjatywy resortu transportu nasze SKP nie tylko bezzasadnie i bezsensownie konkurują między sobą, ale także będąc rozrzucone po całym Kraju raczej nie utrzymują między sobą kontaktu (nie licząc obowiązkowych więzi w ramach sieci SKP). Tą sytuację pogłębia różnorodność oprogramowania na naszych SKP, co dodatkowo je atomizuje i wprowadza dodatkowy element ograniczający integrację.

    Podobnie jest z naszym zawodowym środowiskiem, które jest nie tylko osamotnione w wykonywaniu tego specyficznego zawodu insp. UDS-a, ale także poddane często patologicznej presji:

  • właścicieli SKP, wymuszających gorszą jakość BT,

  • niekompetentnych urzędników WK/starostw, którzy błędnie diagnozując nasze problemy podejmują błędne decyzje,

  • roszczeniowych postaw klientów, szczególnie „mocnych” ilością środków transportowych, choć nie tylko,

  • realizujących swoją własną politykę urzędników naszego (?) DTD i podległych im instytucji,

  • urzędników ministerialnych, którzy nominowani politycznie nie posiadają merytorycznej wiedzy o funkcjonowaniu naszej branży.

No, i tu dochodzimy do ciekawego podsumowania. Bo w praktyce ofiar syndromu sztokholmskiego, jakim jest całe nasze środowisko branżowe, to jest tak, że z jednej strony mamy silne poczucie zagrożenia, ale z drugiej strony mamy nadzieję na zmianę na lepsze. Czyli, jeśli spełnię oczekiwania osoby stosującej przemoc, to się uratuję. A, gdy tak się już stanie, to nie tyle przechodzi nam złość na to, co się stało, ale jesteśmy wdzięczni sprawcy, że już wreszcie darował nam dalsze normalne życie i pracę (sic!!!).10 Więc jak to ma być, my też – niczym sponiewierana Natascha Kampusch mamy płakać nad naszym sprawcą i oprawcą?!?! Mamy darować temu sprawcy, który od ponad dekady maltretuje nas bezsensownymi zmianami prawa, które jednak nie zapewniły nam autonomii wymaganej Prawem UE (Dyrektywa nr 45/2014)11 i nie zapewniły podstaw ekonomicznej egzystencji dla naszych Podstawowych SKP?

Przypomnę tylko, że jeden z zakładników sztokholmskich porywaczy założył fundację, której celem było zbieranie funduszy dla prawników porywaczy, tym samym wspierając tych bandytów. A jedna z zakładniczek zaręczyła się z oprawcą (sic!).12

Więc mnie już nie dziwi, że tak wielu prześladowanych w naszej branży też chce wspierać nasz (?) resort transportu i nasz rząd, bo już w historii naszej branży był też jeden kolega z naszymi uprawnieniami, który potem został prezesem PISKP, a gdy nie udało mu się nic a nic załatwić, to „wziął ślub” z naszym branżowym oprawcą i zatrudnił się w jednej z resortowych instytucji branżowych!

Według Kampusch „syndrom sztokholmski” to strategia przetrwania w sytuacji bez wyjścia: „Uważam, że przystosowanie i identyfikacja ze sprawcą są naturalne. Zwłaszcza jeśli spędza się z nim dużo czasu. To sprawa empatii i komunikowania się. Szukanie normalności w ramach określonego przestępstwa nie jest żadnym syndromem. To strategia przetrwania.”

Wielu z Was wybierze strategię tej Zmaltretowanej Psychicznie Dziewczyny i wybierze bierne przetrwanie (wobec przestępcy?). Nie mam oto żalu i pretensji. Tylko apeluję też o przyjęcie do wiadomości i zrozumienie, że istnieje możliwość walki z każdym sprawcą takiego prześladowania. Jakakolwiek choćby aktywność jest zawsze lepsza od bierności. Także w naszej branży.

I pozdrawiam (po wakacyjnym wypoczynku),

dziadek Piotra

– – – – – – – – – – – – –

1 W 1973 roku bandyci przez kilka dni przetrzymywali pracowników banku w Sztokholmie. Po uwolnieniu ofiary nie tylko odmówiły współpracy z policją, ale też zbierały środki na pomoc prawną dla porywaczy. Jedna z zakładniczek zaręczyła się nawet z oprawcą. Wtedy po raz pierwszy użyto określenia „syndrom sztokholmski”

2 Ofiara często broni swojego kata będąc przekonana, że musi mu być wdzięczna za każdy dzień, gdy jej nie zabił lub jeszcze bardziej nie okaleczył.

3 cytat Andrzeja Szczypiorskiego, byłego więźnia obozu koncentracyjnego.

4 W psychologii „syndrom sztokholmski” to inaczej „przywiązanie z pojmania” – stan psychiczny, będący reakcją na silny stres i pojawiający się w sytuacjach takich jak: porwanie, więzienie, obozy pracy, zaangażowanie w sekty, mobbing, kazirodztwo i znęcanie się nad dziećmi lub partnerem w związku. Wyraża się odczuwaniem sympatii i solidarności wobec sprawcy. Zdarza się, że osoby więzione pomagają prześladowcom w osiągnięciu celów lub w ucieczce przed policją.

5 ofiara najczęściej uważa, że oprawca/porywacz/kat jest zdolny do najgorszych zachowań.

6 Maltretowana w przemocowej rodzinie Kobieta ma ze sprawcą przemocy dobre i złe doświadczenia. A to sprawia, że traci ogląd sytuacji i przestaje racjonalnie myśleć – mówi psycholog, prezes Stowarzyszenia „Niebieska Linia” – Luis Alarcon Arias.

7 Kiedy dobrze nas traktował, myśleliśmy o nim jak o awaryjnym Bogu” – to słowa jednego z zakładników głośnego napadu na bank w Sztokholmie.

8 Natascha Kampusch w licznych wywiadach powtarzała, że oprawca stał się częścią jej rodziny i była mu wdzięczna za wyjazd na narty czy możliwość pływania w basenie.

9 Kiedy nie zabiją cię od razu, myślisz, że są dobrzy. Stają się jeszcze lepsi każdego kolejnego dnia, kiedy pozwalają ci żyć”. Tak o traumatycznych przeżyciach, związanych z porwaniem przez lewicową grupę rewolucyjną Symbionese Liberation Army (SLA), mówiła Patty Hearst, wnuczka amerykańskiego magnata prasowego Williama Randlopha Hearsta. Uprowadzona w 1974 roku po dwóch miesiącach od porwania dobrowolnie przystąpiła do SLA.

10 „– Z jednej strony mamy silne poczucie zagrożenia, a z drugiej nadzieję na zmianę na lepsze, czyli jeśli spełnię oczekiwania osoby stosującej przemoc, to się uratuję. Gdy tak się dzieje, nie tyle przechodzi nam złość na to, co się stało, ale jesteśmy wdzięczni sprawcy, że darował nam życie.” – https://www.medonet.pl/psyche/psychologia,syndrom-sztokholmski—jak-sie-od-niego-uwolnic-,artykul,1723163.html

11 pkt 34 Preambuły do naszej rewolucyjnej Dyrektywy nr 45/2014 mówi m.inn:

Przeprowadzając badania zdatności do ruchu drogowego, diagności powinni działać niezależnie, a na ich ocenę nie powinny mieć wpływu konflikty interesów, w tym konflikty interesów o charakterze ekonomicznym czy personalnym.

Wynagrodzenie diagnostów nie powinno być zatem bezpośrednio związane z wynikami badań zdatności do ruchu drogowego. (…).”

Loading