Czy warto było…, lub zasada retorsji

Rate this post
Czy warto było…, lub zasada retorsji
15/04/2010 20:49:56

Zasada retorsji (czyli, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie) w prawie międzynarodowym, to coś więcej niż uświęcony zwyczaj. Tylko dlaczego jej nie stosujemy – do diaska!
Chodzi o to, że niemiecka Policja napędza klientów niemieckim przewoźnikom, warsztatom i niemieckiej Dekrze w ten sposób, że poleca odwozić lawetami na badania techniczne nasze pojazdy na polskich tablicach rejestracyjnych.
Jest więc zasadne pytanie – pod adresem debatujących w najbliższych dniach Kolegów i ich zaproszonych gości m.inn. z MSWiA, dlaczego nasza Policja nie napędza naszym przewoźnikom, naszym warsztatom i naszym SKP klientów na niemieckich numerach rejestracyjnych w ten sam sposób?

No to już powiem, o co chodzi:
Znajomemu, który pojechał do Niemiec i tam się zatrzymał na parkingu i posilał w Gast-cośtam (koszt nr 1), patrol „Polizei” zakwestionował stan techniczny pojazdu – stojącego na parkingu!
Bez jakichkolwiek konsultacji z zainteresowanym wezwali lawetę i polecili odwieźć jego pojazd do tamtejszej Dekry – oczywiście na koszt znajomego, a jakże by inaczej, w Euro (koszt nr 2). Następnie kazano mu zapłacić za badanie techniczne na niemieckiej Dekrze (koszt nr 3). Okazało się, że stwerdzono usterki, które podobno dyskwalifikowały ten pojazd z niemieckiego r.d. (ruchu drogowego), więc tą samą lawetą i nadal na koszt znajomego odwieziono jego samochód do warsztatu (koszt nr 4). Tam naprawiono ten samochód – oczywiście na koszt znajomego, i nie w naszej walucie (koszt nr 5). Mili „Polizei” nie omieszkali mu też zabrać dowodu rejestracyjnego, wydając po niemiecku stosowne ichne pokwitowanie, także na opłacony mandat (koszt nr 6).
W związku z tym, że w naszym kraju stosowne urzędy nie respektują niemieckich badań – ciekawe dlaczego (bo oni nasze mają głęboko gdzieś…) – musiał on jeszcze raz zrobić badanie techniczne, aby odzyskać DR (koszt nr 7). Miejmy tylko nadzieję, że nie zrobił tego w Polskiej Dekrze, bo obłowiłaby się nadmiernie i podwójnie (raz po jednej stronie Odry, a raz po drugiej).

Jest to pasjonująca sprawa:

  • bo np. od jutra nasza Policja może z parkingów naszych miast kierować na nasze SKP wszystkie niemieckie samochody – w celu stwierdzenia ewentualnych usterek, a my już się postaramy – i mandat. I dalej na warsztat do kumpla i lawetę też załatwimy na koszt Niemca. Prawo retorsji jest święte i usankcjonowane przez ONZ!
  • Bo np. od jutra nasza Policja musi odbierać dowody rejestracyjne wszystkim „anglikom” jeżdżącym po naszym pięknym kraju + mandat. Będą one odholowane przez naszych przewoźników z lawetami do naszych SKP, gdzie stwierdzimy niezgodność z naszymi przepisami, wydając stosowne zaświadczenie w naszym ojczystym języku. Następnie skierujemy ich do naszych warsztatów, gdzie przestawi im się kierownicę – na ich koszt, a ich dowody rejestracyjne wyśle się do UK.

Więc bierzcie się do roboty „Chłopcy Radarowcy” , migusiem! Potrzebujemy bogatego niemieckiego i angielskiego klienta.
Rozpędziłem się. Wizja jest piękna, aż za… Tylko mam jakiś niedosyt…. A gdyby tak się stało, że ten znajomy miał samochód w tragicznym stanie – i gdzie było robione coroczne okresowe badanie?
Bo on teraz myśli, że ktoś powinien mu zwrócić poniesione koszty (7 razy), czyżby nasz kolega diagnosta?
A jeśli tak, to czy warto było?

Z rozterką w sercu zostawiam Was
dziadek Piotra idący spacerem w las

Loading