W CIENIU WOJNY

Rate this post

W cieniu wojny za wschodnia granicą Polski. Zbliża się Wielkanoc.

Moje 6 doświadczeń z ostatnich dni.

 

1. Zbiórki żywności dla potrzebujących, już tradycyjnie, od wielu lat organizowane są przez różne organizacje pomocowe przed świętami, także wielkanocnymi. W sobotę uczestniczyłam, jak co roku, w jednej z nich, w znanej „ sieciówce”, tej samej, co dwa lata temu. Pierwszy raz, w roli osoby zbierającej zakupy – dary – od mieszkańców dużego miasta usłyszałam takie oto słowa: cyt. „daj pani spokój, znowu zbiórka; wszędzie zbiórki, pani, do szkoły daj, do kościoła daj, w sklepie daj, a mi kto da?!; odwal się pani;

ja już nie daję; cholerni Ukraińcy – ja nie dam; a nam kto daje?!; Ja już w pracy dałem!” Przez dwie godziny zebrałam wyraźnie mniej darów niż w poprzednich latach. Jeden kosz żywności długoterminowej, dzięki innym klientom sklepu, udało mi się jednak zebrać. W innej, dużej sieciówce koleżanka z organizacji, którą obie reprezentowałyśmy, w tym samym dniu od godz.16- tej do 18 – tej zebrała:1 kg. Kaszy.

 

2. Wczoraj jechałam autobusem miejskim, na dwóch siedzeniach obok siedzieli pani z około 9 letnim chłopcem, a obok nich stała duża niebieska torba zakupowa (popul.: ikeoska), pełniutka po brzegi. Pani spała, widać było wyraźnie ogromne zmęczenie na twarzy, zaniedbane też włosy. Chłopiec popłakiwał, prosząc w miarę cicho : mamo! nie śpij! – po ukraińsku. Pasażerka autobusu obudziła matkę, ta była bardzo zdziwiona, że spała. Polka zapytała dokąd jadą, na informację od matki, że do pętli autobusowej, zapewniła matkę chłopca, że zaopiekuje się nimi, że może spokojnie spać, obudzi ją jak do pętli dojadą. Miało to trwać jeszcze około 30. minut. Chłopiec uspokojony przez matkę przestał płakać, a ta spokojnie znowu przysnęła. Pasażerka pomagająca tym osobom nie wysiadła z autobusu na swoim przystanku, pojechała dalej, z nimi.

 

3. Kilka dni temu musiałam jechać pociągiem kilkaset km.. Na dworcu kolejowym kilkadziesiąt osób, mnóstwo kobiet z dziećmi, od maleńkich po kilkunastoletnie. Na ławkach, parapetach, na podłodze, na bagażach, siedzących gdzie się da. Dzieci znużone, zmęczone, matki i babcie też. Inne dzieci z kolei bardzo pobudzone, jak to dzieci chcące biegać, pokrzyczeć, ciekawe tego, co dzieje się na zewnątrz dworca, ciekawe windy, czy innych ludzi. Ja do tej chwili mam przed oczyma obraz zmęczonych i poddenerwowanych o bezpieczeństwo tych fikających dzieciaczków mam. Krzyczących do nich, krzyczących na nie, niektóre szarpiące je energicznie, wyzywające.

 

4. Jadę pociągiem dalekobieżnym z jednego miasta do drugiego, pierwszą klasą, w dzień powszedni. Przede mną 3,5 godzinna podróż. Siedzę w przedziale 6- cio osobowym. Sama. Na następnym postoju pociągu pełen peron ludzi. Do przedziału, w którym siedzę, wchodzi czterech mężczyzn z bardzo dużymi bagażami, rozmawiających po ukraińsku. Wypełniają się powoli pozostałe wagony. Pełno kobiet z różnej wielkości torbami, bardzo często wcale nie podróżnymi, z dziećmi. Do końca swojej podróży jechałam z tymi mężczyznami w przedziale.

 

5. Po konsultacji z koordynatorką pomocy Ukraińcom w moim mieście zaproponowałam, abyśmy w moim środowisku zbierali książeczki, opowiadania, bajki ilustrowane i klocki ilustrowane liczbami, literkami i obrazkami dla ukraińskich dzieci, aby wesprzeć je w nauce języka polskiego. Usłyszałam, że nie jesteśmy na to przygotowani, nie mamy warunków. Czy ktokolwiek jest przygotowany, czy był przygotowany w tym przedświątecznym okresie np. na przyjęcie obcej, do tego obcojęzycznej rodziny pod własny dach? Nie! A jednak tak wielu to zrobiło na szczęście.

Czy jakakolwiek szkoła była przygotowana na przyjęcie ukraińskich dzieci w celu opieki i ich nauki? Ja też to zrobię, zbiorę te książeczki, mimo, że nie mam warunków! 

 

6. Rodzice dzieci jednej z klas, która przyjęła kilkoro ukraińskich dzieci, zorganizowali bez wychowawcy klasy zebranie, podczas którego postanowili wyrazić swój sprzeciw skierowany do dyrekcji szkoły wobec zaniżania, ich zdaniem, poziomu nauki przez skrzywdzone swoim wojennym losem ukraińskie dzieci. Gdy mnie o tym poinformowano od razu przypomniałam sobie swoją rozmowę z dyrektorem niemieckiej szkoły, kiedy przenosiłam tam swoje dziecko na rok. Pan dyrektor wówczas powiedział mi, że jest bardzo zainteresowany tym jako człowiek, aby uczyć wszystkie dzieci świata, ponieważ wyedukowane dobrze dzieci gwarantują swój właściwy rozwój, a przy okazji lepszą przyszłość ludzkości i Ziemi.

Nikt z rodziców tej szkoły pod Berlinem nie zgłaszał sprzeciwu wobec nauki w niej polskich i innych narodowości kilkunastu dzieci.

Jakoś tak trudno mi jest dzisiaj myśleć o radosnych świętach Wielkiej Nocy.Przycisk opcji

Pozdrawiam Państwa serdecznie i życzę zdrowia,

Zenobia K.

Loading