SAMOTNOŚĆ W PUŁAPCE

Rate this post

powieść obyczajowo sensacyjna: SAMOTNOŚĆ W PUŁAPCE

Co za licho? Pijana prostytutka? W zimie?? – Walter z niedowierzaniem zamrugał zmęczonymi oczami. Przetarł je. Nie, nie miał omamów. – Szeroko otwarte oczy, tragicznie zagubione, zamknięte we własnym świecie rozpaczy spojrzały tak, że na moment stanęło mu serce. Wyjął ze schowka chusteczkę higieniczną i przetarł zaparowaną szybę. Nawet w przyćmionym świetle widział łzy spływające po policzkach młodej kobiety. Wyciągnęła ręce, a potem opuściła je bezwładnie i zamarła jak lodowy posąg, tylko jej uśmiech zalśnił w półmroku; nieśmiały, wyczekujący, błagalny. O, nie, tylko nie to… Chwilę się wahał. Nie bardzo mu się chciało komukolwiek pomagać. Był wyczerpany i wietrzył kłopoty.

No tak, kłopoty to jego specjalność. Nie omijały go w żadnym momencie życia i przeważnie wynikały z tego, że zbyt mocno angażował się w sprawy, w których powinien być jedynie chłodnym urzędnikiem. Zamrugał i próbował skupić rozlatany nagle wzrok, po czym, schylając się, otworzył drzwi samochodu od strony dziewczyny.

Ktoś ci chyba musi pomóc mała, a nikogo tu nie ma oprócz mnie, wsiadaj – powiedział i poczuł się, jakby go nagle zanurzono po szyję w lodowatej wodzie. – Wsiadaj i zamknij drzwi – powtórzył niecierpliwie.

Mogę…? – Dziewczyna z trudem oddychała.

Już powiedziałem. Wsiadaj. Gdzie mam cię zabrać? – spytał krótko i podniósł dłonie w geście kapitulacji.

Nie wiem… – Zabrzmiało niezbyt rzeczowo i bardzo żałośnie.

To znaczy? Do najbliższego miasta spory kawałek. Więc? – Zniecierpliwił się, wzruszając ramionami, jakby właśnie odkrył Amerykę.

Dziewczyna spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem kobiety bliskiej obłędu, sadowiąc się na siedzeniu. – N… nie wiem… – powtórzyła.

Przyglądał jej się przez chwilę, marszcząc czoło. – Długie, czarne rzęsy kładące się na policzkach. Przyczajona i piękna w każdym calu.

Nie wiesz?

Pokręciła głową. – Nie… e..e Otarła łzę, która spływała po policzku.

Już wszystko w porządku, Sarenko – powiedział współczująco i uruchomił silnik swojego wiekowego opla, który wymagał gruntownego przeglądu.

Przejechał pomału tory, ale i tak wstrząsnęło jego starym rupieciem. Niedługo się rozleci, jak ja ze starości, pomyślał. A starość przychodzi o wiele szybciej, gdy człowiek jest sam. Był sam. Niewiele w życiu osiągnął. Czasami coś planował. Przeważnie nie wychodziło. Przynajmniej ostatnio. I był rozczarowany. Sobą. Swoim życiem. Najgorszym jest nie brak sukcesu, lecz brak zaangażowania. – Refleksje nie były zbyt wesołe. – Plany zawodzą, ponieważ pozbawione są celu. No tak. Kiedyś ten cel był, tylko czasy nie te. Stępili jego inicjatywę, chęci i zdolności. – Nie wysilaj się, tylko słuchaj uważniej…Zbyt mądrych i za wiele widzących, nam tu nie potrzeba – słyszał co rusz. Marna była szansa ucieczki od panującego absurdu i zakłamania. – Idę na emeryturę – zdecydował, być może zbyt pochopnie. – Jak wolisz – usłyszał w odpowiedzi. – Jeszcze będziesz żałował…

Już żałował. Przed nim pustka. Pułapka samotności. Nic się nie działo. Uśmiechnął się krzywo do swoich myśli i spojrzał na dziewczynę. Światła przejeżdżających samochodów świeciły jej w oczy, gdy patrzyła zagubionym, szklanym wzrokiem na sznur aut pędzących autostradą na południe. Milczała skulona, szczękając zębami. Włączył ogrzewanie na cały regulator, pogrzebał w schowku i podał dziewczynie dwie polopiryny. Zawahał się i dołożył jeszcze jedną – jeżeli ma pomóc, to tylko dawka uderzeniowa – stwierdził.

Łyknij to… Później pogadamy i pomyślimy. Chrząknął i podsunął jej butelkę wody.

Bez słowa spełniła polecenie mężczyzny, wciąż dygocąc. – Później pomyślimy…Później pomyślimy…Zamknęła oczy i prawie natychmiast zasnęła.

Chwilę myślał, zerkając na jej twarz. I co mam teraz z nią zrobić? Pewnie wyleciała z pociągu albo ktoś ją wyrzucił z samochodu jak niepotrzebny towar. Później się tym zajmie. Całe życie się tym zajmował i zupełnie nieźle mu to wychodziło. Pewne jest, że sama tu nie przyszła, tak jak pewne jest, że w tej chwili pojedzie prosto do swojego domu. Z nią. Postanowił i skrzywił się. Policja, procedury, przesłuchania to nie dla niej w tym momencie, a on, poza tym, sflaczały jak ryba. Znów się skrzywił. Najgorsze to wahanie, ten dziwny stan, który od niedawna zagościł w jego wnętrzu. Kiedyś by wiedział, co powinien zrobić. Chwila zwątpienia. Nie, on był inny, jak ci tam…na górze. Wszystko podporządkowane jednej partii. Ślepe wykonywanie poleceń. Żeby choć były mądre… – Co ty robisz, chłopie? Świata nie zmienisz… Jest, jak jest.

Posłał dziewczynie długie, uważne spojrzenie i szybko wkroczył w jej życiową przestrzeń. Była niewielka. Pachniała nieszczęściem. Zawahał się. Jasna dupa! Zagryzł wargi. Podjechał jednak pod swój dom. Tu było znacznie bliżej, a jego parło na mocz.

Póki co, przystanek… – tłumaczył się, otwierając drzwi. – Wyglądasz dziewczyno, jakby potrzebna ci była filiżanka mocnej, gorącej kawy. Musisz się ogrzać i porozmawiamy, co dalej z tobą zrobić. Jakoś w tym momencie nie mam pomysłu – dodał po chwili namysłu.

Rzeczywiście nie miał. Kiwnęła głową zupełnie odrętwiała. Brakowało jej słów lub ich nie mogła wydobyć ze ściśniętego gardła. Jej zagubienie złagodził nieco niewyraźny przebłysk nadziei. Właśnie niedawno otarła się o śmierć. Była tego pewna, choć zupełnie nic nie mogła sobie przypomnieć. Kołtun w głowie.

Potrzebuję jedynie łazienki. – Wykrztusiła wreszcie i spojrzała niespokojnie.

To niewiele potrzebujesz – mruknął. – To tak jak ja, pomyślał i kontynuował rozmowę: Powiedz coś o sobie…i do diabła; skąd się wzięłaś w nocy, w lesie i w tej zaspie, a na dodatek bez płaszcza czy cieplejszego okrycia? Czy coś się stało?

Popatrzyła na niego jakby się obnażył. – Nie wiem…Nic o sobie nie wiem. Kompletna pustka. – Potarła dłonią czoło. – Myślę, że wypadłam z pociągu. Tak mi się wydaje. Chyba tak… Część mnie umarła. Reszta chce przetrwać. Tak to czuję.

Znieruchomiała dygocząc i szukając słów na oddanie swoich uczuć. Nic nie wymyśliła. Zamarznięte wspomnienia, jakieś…nierealne… – Znowu potarła czoło.

Nie wiesz jak się nazywasz? Jak masz na imię, czy masz męża, dzieci? Gdzie jechałaś? Pociągiem czy samochodem? Nic?? A łazienka tam. – Wskazał ręką.

Po chwili wróciła. Z niepokojem zauważył, jak jej oczy zalśniły od łez. Teraz on wszedł do łazienki i po chwilki odetchnął z ulgą. Wszedł do kuchni, nastawił czajnik, po czym włączył ogrzewanie elektryczne pod kominkiem i podał jej koc. Nie przykryła się jednak. Chodziła niespokojnie po pokoju, rozcierając ręce.

Milczał, rozważając. Dziewczyna mówiła prawdę. Znał się na tym. I nie był to krótki szok spowodowany jedynie wypadkiem, jak początkowo sądził. Przygryzł zęby. Powinien był pojechać z nią jednak na policję i nigdzie indziej. Zostawić tam i kropka. Nie jego sprawa.

Nie jego?? Poczuł, jak z wysiłku trzeszczy mu mózg, usiłując znaleźć wytłumaczenie dla tego, co teraz czynił. To nie on powinien zadawać pytania. Tu potrzebny był lekarz, psycholog…

Przypomnij sobie cokolwiek. Coś przecież musisz pamiętać… Cokolwiek – powiedział zmęczonym głosem.

Spoglądał na nią spod oka. Nie, dzisiaj się od niej nic nie dowiem, pomyślał. Jestem zbyt wykończony. Jak stary koń, nie potrafię myśleć, mówić, a dziewczyna w szoku. Potarł czoło. – Ta mała musi jednak gdzieś przenocować… Przywiózł ją do domu jak ostatni debil! Do własnego domu! Do cholery! Naturę, która jest pewnie w każdym mężczyźnie należy opanować. Należy opanować…Jak i ten głos w głowie, który ją tłucze niemiłosiernie. Skulił się. – Co do cholery robił?! Co?! – A co robił? –To tylko jedna noc. Jedna noc. Jutro coś postanowi. Jutro. Rano. Spać. Spać, spać… Poczuł zmęczenie mięśni rąk, nóg, całego ciała. Trzeszczący mózg… Spać, spać, spać…Zaraz dostanie zawału, wylewu, rozleci się na drobne kawałki. – Jestem zmęczony. Bardzo zmęczony. Spać, spać, spać…

Dziewczyna przyglądała mu się z zasznurowanym gardłem. Stała pośrodku pokoju, jak figurka lodowa i na policzkach wciąż miała łzy. Wciąż też pachniała chłodnym powietrzem, śniegiem, z którego wyszła dwie godziny temu. Niespokojna, spłoszona niczym ta sarna na drodze. Jej niepokój miał w sobie. Czuł go. Coś bolało w piersiach, ściskało za gardło. Przełknął ślinę. – Zaraz dostanę zawału. Na mur beton.

Usiądź. Zaraz coś zrobię do jedzenia – powiedział w końcu. Z trudem.

Nie, nie chce mi się jeść – szepnęła bezradnie. Jej usta wykrzywiły się w przepraszającym uśmiechu.

Podał jej kubek gorącej herbaty i aspirynę. Zawahał się. Już trzy tabletki łyknęła wcześniej.

Podeszła do krzesła i opadła na nie ze spuszczonymi rękami. Później objęła nimi kubek, ogrzewając sobie ręce. – Śnieg… dużo śniegu… Śmierć… Zastygła w bezruchu. Podszedł bliżej i powolnym, odruchowym gestem ujął dziewczynę za rękę. Ten niespodziewany dotyk kompletnie zbił ją z tropu. Żachnęła się do tyłu, wystraszona nagle. Obecna w życiu. Przed nią rzeka strachu. Za nią ocean. Dotyk coś uzmysławiał. Przerażał?

Dalej ci zimno? – spytał nierozumnie, jak ostatni debil, wlepiając w nią oczy.

Na twarzy kobiety pojawiło się zmieszanie.

T… tak.

Podał jej koc. Na Boga, jaka ona piękna. I na Boga, jaka ona młoda… – Myśli rozlatywały się. Spłoszone nagle. Chore jakieś. Obłąkane.

Może jest tak jak myślę – powiedział nagle, podejmując rozmowę, której nie prowadzili.

Jak? Powiedz. Ja nic nie wiem. Ja nic nie pamiętam. Rozum zamarzł tam…w lesie, w tej zaspie. Kojarzę tylko śnieg, dużo śniegu – urwała. Przez chwilę szukała słów na oddanie swoich uczuć. Nie znalazła ich. Wstała gwałtownie. Jej twarz wyrażała teraz ogromną nadzieję. – Jak jest? – powtórzyła cicho.

To nieważne, co ja myślę, ty musisz sobie coś przypomnieć. Przecież coś do licha chyba kojarzysz? Byłaś w pociągu? Na pewno?

Kuźwa, to nie ja jestem od przepytywania! – znów dotarła myśl. Przegonił ją. Gdzieś ją muszę położyć… Rozglądnął się po pokoju. Gdzie?? Jedna wersalka…Brak materaca… Co tak cholernie łupie mi w głowie?! – Resztki przyzwoitości?? Spojrzał na zegarek. Nie, za nic w świecie nie odstawi jej teraz takiej zagubionej tam, gdzie by należało.

Przypomnij coś sobie, spróbuj – powiedział niepewnie. – I trzeba pomyśleć o spaniu. Jestem cholernie zmęczony… Ty też.

Nie zareagowała na ostatnie zdanie. – Nic nie pamiętam – szepnęła. Siedziała prosto, wciąż półprzytomna. – Nic nie pamiętam…Ja nic nie pamiętam… – powtarzała w kółko.

Szeroko otwarte oczy pełne niepokoju, pełne niewiedzy błądziły po pokoju. Przywołała okruchy wspomnień, które wydały się jej zarazem bliskie i jakby nie jej. Odgłosy czegoś strasznego. Sceny przesuwające się, zamazane obrazy, okrzyki…HUK, ŚWIATŁO. Stale to samo. Nic więcej. Odgłosy te niepokojąco rosły w siłę. I nowa przemoc po chwili – silne ręce, świst, przeciąg. Nie, nic nie wie, nic nie może sobie przypomnieć. Szum w głowie… Rośnie. Pulsuje. Huczy świstem wiatru, oślepia białym śniegiem, wywołuje dreszcze.

Byłam w pociągu i wypadłam – zdecydowała. – Może ktoś mnie wypchnął z niego… Nie wiem… Nie jestem pewna – skapitulowała, rozkładając ręce.

Odrzuciła włosy, pozwalając doświadczyć mężczyźnie obok, całej siły spojrzenia jej połyskliwych oczu. Coś złowieszczego nie dawało jej spokoju. – Jakaś ręka zaciśnięta na jej nadgarstku, na ramionach, pogrążone w ciemnościach kształty. Tak… ktoś ją wyrzucił z pociągu. Walczyła. Nic to nie dało. Spadała głową w dół… Zaspa śnieżna… i jej prośba gorąca, która roztapiała śnieg: – Proszę, niech mi ktoś pomoże, proszę…

I ukazało się światełko na drodze. Migoczące światełko jak objawienie.

Dziękuję, gdyby nie ty… Gdyby nie pan – zająknęła się.

Jej głos przywodził mu na myśl wiatr sunący nad zaspą śniegu w lesie, z której nie tak dawno wyszła.

Drobiazg. Może być – „ty”. Tak się będzie znacznie lepiej rozmawiało – stwierdził z uśmiechem. – Lepiej powiedz, co mogę dla ciebie zrobić? – zapytał prawie z troską, ciągle wpatrując się w nią zapadniętymi oczami. – Może się jednak czegoś napijesz? Może kawy? Herbaty?

Dziękuję. Nie… – Spuściła głowę. – Czy mogę u ciebie dzisiaj przenocować? „

Loading