W DR BRAKUJE MIEJSCA

Rate this post

W DR brakuje miejsca?

Chodzi o kasę.

Pojechałem na coroczne obowiązkowe badanie techniczne mojego nie nowego już, niestety, samochodu. Przegląd wypadł pomyślnie, ale okazało się, że w dowodzie rejestracyjnym brakuje miejsca na jego odnotowanie.

Dlaczego na pieczątki ze stacji diagnostycznej w dowodzie przeznaczono tylko jedną stronę, z miejscem na sześć stempli, a aż dwie na adnotacje urzędowe?

Najpierw pomyślałem, że ten czas tak szybko leci, ale potem zacząłem się zastanawiać, dlaczego na pieczątki ze stacji diagnostycznej w dowodzie przeznaczono tylko jedną stronę, z miejscem na sześć stempli, a aż dwie na adnotacje urzędowe? Wiem, że zamieszcza się tam informacje o współwłaścicielach pojazdu, o montażu haka holowniczego, o wykorzystywaniu auta jako nauki jazdy, taksówki itp., ale sam diagnosta przyznał, że jeszcze nigdy nie spotkał się z sytuacją, gdy choćby jedna z tych dwóch stron byłaby wypełniona do końca.

Wniosek: mamy do czynienia z brakiem logiki i marnotrawstwem miejsca.

Chcąc nie chcąc pojechałem do wydziału komunikacji, odstałem swoje w kolejce i złożyłem wniosek o wydanie nowego dowodu rejestracyjnego. Potem była druga wizyta w urzędzie i następna kolejka, tym razem po odbiór gotowego dokumentu. Wszystko to kosztowało mnie sporo mitręgi i 54 zł, bo takiej właśnie opłaty zażądano ode mnie za dokonanie wspomnianej operacji. Hm…

Czyżby  chodziło zatem właśnie o wyciąganie kasy z kieszeni kierowców? Gdyby bowiem w dowodzie było miejsce nie na 6, ale na 12 pieczątek z badania technicznego, dochody państwa z tytułu wymiany dowodów rejestracyjnych spadłyby o połowę. W skali kraju byłoby to pewnie ładnych parę milionów złotych rocznie.

Sprawa nadal nie dawała mi jednak spokoju. Zacząłem szperać w Internecie i trafiłem na interpelację, którą w lipcu 2012 r. skierował do ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej poseł Krzysztof Brejza. Zwrócił on uwagę na opisany wyżej paradoks, czyli brak miejsca na wpisy o badaniu technicznym przy jednoczesnym niewykorzystaniu stron przeznaczonych na adnotacje urzędowe. A także na konieczność każdorazowej wymiany dowodu rejestracyjnego po zmianie miejsca zamieszkania właściciela auta. „W obecnych czasach z uwagi na dużą mobilność pracowników często zdarza się zmieniać adres, w związku z czym warto zastanowić się, czy tego typu informacja nie mogłaby być wpisana właśnie w adnotacjach urzędowych w dowodzie rejestracyjnym pojazdu” – napisał wspomniany parlamentarzysta.

W odpowiedzi ministerstwo zasłoniło się, a jakże, dyrektywami Unii Europejskiej. Ponoć to właśnie z wymogów prawa unijnego wynika, że adres właściciela pojazdu musi znajdować się w takim a nie innym miejscu i nie może zostać przeniesiony do „adnotacji urzędowych”.

Czas na konstruktywne wnioski.

W naszych portfelach przybywa „plastiku”. Taką formę przybrały dowody osobiste, karty bankowe, legitymacje służbowe licznych firm i instytucji itp. Tylko dowody rejestracyjne niezmiennie tkwią w epoce papieru. Dlaczego nie mogłyby wyglądać jak nowoczesne karty kredytowe? Z nadrukowanym imieniem i nazwiskiem właściciela, numerem rejestracyjnym pojazdu, może także z jego marką i nazwą modelu.”

W piśmie,  datowanym 30 lipca 2012 r. a podpisanym przez sekretarza stanu Tadeusza Jarmuziewicza, czytamy ponadto, że „Komisja Europejska przedstawiła w tym roku wniosek z propozycją rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie uproszczenia przenoszenia w ramach jednolitego rynku pojazdów silnikowych zarejestrowanych w innym państwie członkowskim (COM(2012) 164), którego celem jest uproszczenie formalności i warunków rejestracji pojazdów uprzednio zarejestrowanych. Wydanie tego rozporządzenia spowoduje prawdopodobnie zmianę prawa europejskiego w zakresie wzorów wydawanych dokumentów rejestracyjnych, a w konsekwencji konieczność zmiany prawa polskiego. Ewentualne prace nad dostosowaniem prawa polskiego w tym aspekcie pozwolą rozważyć również inne kwestie związane ze wzorem dowodu rejestracyjnego, jak na przykład ilość rubryk do wpisania terminu następnego badania technicznego pojazdu.”

Strasznie to wszystko skomplikowane. W każdym razie minęły dwa lata i nic się nie zmieniło. Słowem: gadał dziad do obrazu…

Jeszcze raz przyglądnąłem się dokładnie dowodowi rejestracyjnemu. W środkowej części jego awersu widnieje tam cały szereg tajemniczych liczb i oznaczeń. Trzeba mieć dobry wzrok, aby w innym miejscu znaleźć wykaz symboli, pozwalających je rozszyfrować. I tak dowiadujemy się, że w rubryczce pod literą K znajduje się numer świadectwa homologacji typu pojazdu, pod F.1 maksymalna masa całkowita, pod Q stosunek mocy do ciężaru w kW/kg itp. Nie muszę dodawać, że większość z tych danych zupełnie mnie nie interesuje. Ale są, bo pewnie muszą być. Dyrektywy Unii Europejskiej?

W obecnie obowiązujących dowodach rejestracyjnych jest też tajemniczy prostokąt z plątaniną punktów. To tzw. kod OCR-B. Jak wyjaśniła mi urzędniczka w wydziale komunikacji jego obecność ułatwia jej pracę: przykłada do kodu czytnik, który ma na biurku, cyk i już na ekranie komputera pojawiają się niezbędne dane.

Czy nie można tego samego osiągnąć w inny sposób? O ile dłużej trwałoby wstukanie na klawiaturze numeru rejestracyjnego auta? Nie, to niemożliwe, aby kody OCR-B miały służyć li tylko wygodzie urzędników. Wyjaśnienie zagadki znajdujemy we wspomnianej odpowiedzi na interpelację posła Brejzy. Wynika z niej, że kod OCR-B został wprowadzony na wniosek Komendy Głównej Straży Granicznej. Dzięki niemu miano szybciej rejestrować przejazd samochodu przez granicę. Działo się to jednak 10 lat temu. Po wejściu Polski do strefy Schengen kontrole na naszych granicach z państwami UE zostały zlikwidowane. Zresztą nie przypominam sobie jakoś, aby i wcześniej strażnicy żądali okazania dowodu rejestracyjnego mojego auta i interesowali się wspomnianym kodem.

Czas na konstruktywne wnioski.

W naszych portfelach przybywa „plastiku”. Taką formę przybrały dowody osobiste, karty bankowe, legitymacje służbowe licznych firm i instytucji itp. Tylko dowody rejestracyjne niezmiennie tkwią w epoce papieru. Dlaczego nie mogłyby wyglądać jak nowoczesne karty kredytowe? Z nadrukowanym imieniem i nazwiskiem właściciela, numerem rejestracyjnym pojazdu, może także z jego marką i nazwą modelu. To wszystko. Cała reszta danych zostałaby zakodowana we wklejonym w kartę mikroczipie. Do odczytania w terminalach, będących na wyposażeniu policjantów, inspektorów transportu drogowego, urzędników wydziału komunikacji oraz przedstawicieli wszelkich innych uprawnionych służb. Wkładasz dowód do takiego sprytnego urządzonka i po chwili uzyskujesz nie tylko informacje o największym dopuszczalnym nacisku osi pojazdu, przystosowaniu do napędu paliwem alternatywnym, maksymalnej masie całkowitej przyczepy z hamulcem i bez hamulca, ale także o aktualnym adresie zamieszkania właściciela auta, dacie ostatniego badania technicznego, a nawet o opłaceniu (lub nie) obowiązkowego ubezpieczenia OC.

Bruksela się nie zgodzi? Trzeba próbować. Skoro unijni urzędnicy z takim zapałem zajęli się ograniczaniem mocy żarówek i odkurzaczy to może  poświęcą trochę uwagi również unowocześnieniu dowodów rejestracyjnych.

Tekst nadesłał zalogowany czytelnik o nicku „Clackson”.  Jak klikniesz na avatar, znajdziesz więcej jego tekstów.

http://www.poboczem.pl/naszym-zdaniem/news-w-dowodzie-rejestracyjnym-brakuje-miejsca-chodzi-o-kase,nId,1536257#iwa_item=12&iwa_img=1&iwa_hash=41641&iwa_block=tiles

Loading