JEŻDŻĘ DUŻO . . .

Rate this post
Jeżdżę dużo, a Ty?
Bo ja dużo jeżdżę . . .
26/09/2012 13:59:30
Jakie drogi, tacy inżynierowie.
Taka myśl kołata mi w głowie.
      Już dawno temu zauważono związek zdrowego i aktywnego trybu życia z jego jakością (wolne od chorób) i długością. Pamiętając tę zasadę, raz po raz wyjeżdżałem zimą na biegówki do Jakuszyc, a latem w okolice Szklarskiej Poręby, gdzie można zdrowo, tanio (z własnym wiktem w plecaku) i po amatorsku pochodzić po naszych górkach.
Ale, żeby tam pobiegać/pochodzić, to trzeba tam dojechać, więc dlatego jeżdżę dużo.
Jak wszędzie na tych terenach, stosowną infrastrukturę, więc także schroniska, szlaki przygotowali nam nasi „poprzednicy” sprzed wojny. I ta infrastruktura działa do dziś (ile to już lat . . .?). A w jakim jest dobrym stanie warto przekonać się samemu. Utwardzona i brukowana droga w górnych partiach na Szrenicę (1300 m npm) – nadal – w świetnym stanie technicznym.
A, gdy jeżdżę nie tak dawno uruchomioną nitką (może ma 3 lata), przyszłej autostrady, to wjazd na jeden z wiaduktów jest tak zbudowany, że można zerwać zawieszenie. Przecież na tym odcinku wykonawcą także była niemiecka firma, choć podwykonawcami były nasze firmy.
Nie mówię już o tym, że powierzchnia była wielokrotnie łatana w bardzo wielu miejscach, a sama nawierzchnia jest ewidentnie mniej równa, niż autostrady w Niemczech.
A funkcjonujące jeszcze betonowe odcinki starych poniemieckich dróg (np. Berlin – Wrocław) są w lepszym stanie niż niejedna droga wybudowana po wojnie przez naszego pracownika pod nadzorem naszego inżyniera. I, aby to stwierdzić, nie trzeba wcale dużo jedzić….
Zastanawiam się nad tym wielokrotnie, z jakiegoż to powodu, wszystko, czego się sami dotykamy jest gorsze, niż niemieckie?
Przed wojną nadzorem nad naszą obecną infrastrukturą na zachodzie Polski zajmował się niemiecki inżynier i majster (te dwa słowa w naszym języku są pochodzenia niemieckiego). I choć wykonawcą był także dość często polski pracownik (lub niewolnik), to nie w tak szerokim zakresie, jak obecnie.
Bo są jeszcze i inne różnice. Przed wojna, gdy ulicą szedł niemiecki (Herr) inżynier, to wszyscy zdejmując czapkę z głowy nisko mu się kłaniali. Podobnym szacunkiem cieszył się też każdy (Pan!) majster.
A dziś, w Polsce? Już całkowicie zaniknęły z naszego życia, kiedyś tradycyjne i wyśmiane w filmie „Czterdziestolatek”, wymawiane wcześniej zawsze z szacunkiem i estymą słowa: „Panie inżynierze”, „Panie majster” z mocnym akcentem na słowo „Pan”. I do tego szacunku dla zawodu inżyniera trudno będzie nam wrócić jeszcze przez bardzo wiele dekad. Bo za zniszczenie etosy tej profesji odpowiedzialni są nie tylko sami inżynierowie.
Tak, jak Gruza w Czterdziestolatku, granym przez A. Kopiczyńskiego (a późniejsza rola ojca w filmie „Rodzina zastępcza” grana przez P. Fronczewskiego?) cudownie pokazał ich miałkość i niedostatek charakteru, tak i dziś wielu z nich nie ma tego czegoś, tej inżynierskiej charyzmy, którą była nieodzowną cechą niegdysiejszych profesjonalistów.
Oni nigdy nie chodzili na pasku urzędników i polityków, nikomu się pierwsi nie kłaniali, bo to im się kłaniano. To ich proszono o pomoc w rozwiązywaniu technicznych problemów.
Władze naszego kraju, pomimo tego, że na początku lat 90-tych dokonaliśmy zmiany ustroju, to nadal hołdują marksistowskiej zasadzie, że „ilość zawsze przechodzi w jakość” i nadal taśmowo produkują inżynierów na potęgę. To spowodowało, że wielu nie zasługuje na zaszczytne miano inżyniera.
Powiedzenie „jakie drogi tacy inżynierowie” może mieć w tym kontekście uzasadnienie.
Dlatego warto się zastanowić, skąd tylu jeszcze zwolenników pana Marksa? Kiedyś może ta ilość przejdzie w jakość, może Karol Marks miał i rację. Ale nie wiemy kiedy to nastąpi, może dopiero za 100 lat. Więc jest zasadne pytanie, czy warto czekać te 100 lat, czy też może coś z tym fantem zrobić. Może już czas?
Stosowne Stowarzyszenia grupujące przedstawicieli tej – kiedyś – znamienitej profesji nic w tym względzie nie robią wisząc u klamki sponsorów i z głową spuszczona na poziomie kolan, z błaganiem w oczach oczekują na jakieś grosiki na przeżycie Embarassed.
Nie szanując siebie, nie szanując trudu włożonego w swoje wykształcenie spowodowali, że i inni przestali ich szanować. I stało się to najgorsze, co mogło się zdarzyć. To politycy zaczęli budować drogi i wiadukty, narzucać normy i terminy ich wykonania. Stało się to, co w takiej sytuacji stać się musiało i mamy takie drogi, jakie w tej sytuacji chcieliśmy.
So Tired
Dużo jeżdżę, dlatego to widzę. A Wy też trochę jedzicie i nieco widzicie?
Ale, czy widząc to i wiedząc o tym czujemy się lepiej? Czy to Wam ulżyło?
Pyta
Dziadek Piotra
Choć nie inżynier, to z wieloma zaprzyjaźniony,
jak stary mąż w stosunku do swojej mądrej żony.

Loading