Z armaty do muchy

Rate this post

Z armaty do muchy, ale tym razem nie chodzi o strzał do pani Minister (…).

W okolicach Kościerzyny na Pomorzu, jechał sobie rowerem młody człowiek i błysnął mu fotoradar. Nie był to niestety błysk przyjazny, umożliwiający zrobienie zdjęcia wysportowanemu młodzieńcowi, który zamiast siedzieć przed kompem, śmiga po drogach rowerem dla zdrowotności. Był to niestety błysk przykry, związany z przekroczeniem prędkości. Młodzieniec w miejscu gdzie obowiązuje, wg znaków 30k/h, jechał 46. I trach, wpadł.

Nie miało dla stróżów prawa, w tym przypadku mojej ulubionej Straży Miejskiej znaczenia, że chłopak nie miał na rowerze prędkościomierza, nie wiedział więc ile jedzie. Nie miało też znaczenia, jak podają media, że od strony lasu z którego śmigał rowerzysta, nie było znaków. Mandat 50 zł, tyle zaproponowali młodzieńcowi panowie strażnicy.

Na szczęście, chłopak okazał się twardy i nie odpuścił poszukiwania sprawiedliwości. Mandatu nie przyjął i mamy piękny epizod sądowy, w którym już sąd okręgowy w Gdańsku zabiera głos. Jak to się mówi, sprawa jest w toku. I nie ważne jest, dla wymiaru sprawiedliwości, jakiego kalibru to sprawa. Mamy zajęcie, wszyscy.

Tak naprawdę, to nóż w kieszeni się otwiera, jak mówi mój przyjaciel z okolic Kielc. No bo zamiast wywiesić zdjęcie chłopaka na gazetce ściennej w urzędzie w Kościerzynie, z podpisem wskazującym na efekty przygotowania fizycznego młodzieży w tym powiecie, to oni go bach, po kieszeni. Nie każdy potrafi na zwykłym rowerze, nie będąc zawodowcem, pojechać 46 k/h. Ma Kościerzyna jeszcze takie talenty. Pewnie wątpliwe i dlatego, zgodnie z naturą Polaka, nie lubią tam tego młodego człowieka.

A tak poważniej, jeżeli w tej sprawie da się poważniej, to mamy kolejny argument w toczącej się w kraju dyskusji o przyszłości Straży Miejskich. Oczywiście argument za ich likwidacją. Widzimy bowiem kolejny stan zaślepienia strażników w egzekwowaniu prawa. Mam przekonanie, że nic tu już się nie da zrobić i trzeba zwyczajnie tą służbę rozwiązać. Sprawy bowiem zaszły za daleko, przynajmniej w Kościerzynie. Ciekawi mnie, jakie stanowisko w tej kuriozalnej spawie mają miejscowe władze, bo nauczyciel wu-f jest na pewno zadowolony.

Ale władze, a przynajmniej strażnicy w Kościerzynie, nie będą się czuli osamotnieni. Także minister od infrastruktury zamierza walić z armat do much. Nad naszym bezpieczeństwem na drogach mają czuwać śmigłowce wyposażone w fotoradary. Tak ogłosili dzisiaj w telewizji, podając następny krok w walce o moje bezpieczeństwo na drodze. Uparli się, by mi je zapewnić. I to nic, że czułbym się bezpieczniej, gdyby rozbudowano pogotowie lotnicze, może służbę śmigłowcową GOPR-u, czy wyposażono wszystkie jednostki wojewódzkie Policji w śmigłowce z kamerami termowizyjnymi do poszukiwań zaginionych. My w Polsce mamy śmigłowców w nadmiarze, skolko godno, jak mówią Rosjanie, i minister może na tych zbytecznych, nikomu nie potrzebnych, często stojących w trawie za płotem, podwiesić fotoradary i niech się ścigają z samochodami, rejestrując ich prędkość. A co, od  przybytku głowa nie boli.

A jednak boli, bo pomysły ministerialnych urzędników są dokładnie takiego samego kalibru, jak strażnika w Kościerzynie, który skierował do sądu wniosek na rowerzystę. Oba są świetne, w pełni obrazujące stan świadomości osób odpowiedzialnych za moje bezpieczeństwo. Oni zwyczajnie odlecieli. Są już w innym wymiarze i nikt, i nic, nie jest w stanie sprowadzić ich na ziemię.

Jutro rano włączę telewizor, aby wysłuchać wiadomości. Pewnie dowiem się, że sprawą rowerzysty zajmie się Sąd Najwyższy, a nad moim bezpieczeństwem na drogach czuwać będą „drony”. Nie, o „dronach” już coś mówili, tylko chyba raczej w kontekście Afganistanu. Choć nie mam pewności, może jednak chodzi o ich użycie w kraju, na drodze opodal mojej wsi.

Gubię się w ministerialnych nowinkach i co gorsze, minister chyba też. 

Nandek rowerzysta.

————————————————————————————————————-

Loading