KUPA NA DRODZE TO KATASTROFA, CZY TYLKO DRAKA?

Rate this post

Kupa na drodze to draka? Czy to jednak katastrofa? Czyli o mentalności robaka.

Akt I.

Żył sobie w ciepłym i bardzo przyjaznym otoczeniu.

Zewsząd powszechne zrozumienie i akceptacja dla wszelkich działań. A tym najważniejszym działaniem było rozmnażanie się, więc tym bardziej nie było z tym żadnego problemu. To było to, co najbardziej lubił i najlepiej umiał. A wokół same przyjazne dusze, sami bliżsi i dalsi krewniacy. Nie trzeba było martwić się o nic.

Przyjazne otoczenie sprawiało, że miejsca starczało dla wszystkich. Krewniacy zajmowali coraz to dalsze i dalsze przestrzenie i zaułki tego wilgotnego, a przez to przyjaznego im świata. Nikt nie wiedział, gdzie kończy się lub nawet, gdzie zaczyna się ten ich świat. Nikogo to jakoś nie interesowało, gdy dotychczas nie było żadnego problemu z miejscem do życia.

Akt II.

Aż przyszedł ten jeden straszny dzień, dzień katastrofy i apokalipsy.
Nieznana i niespodziewana dla nich siła wyrzuciła ich z tego przyjaznego im świata. W wyniku tego wylądowali w całkiem innym i w bardzo wrogim im i nieprzyjaznym świecie.

Życie tracili w okropnych męczarniach, wijąc się i dokonując nieudolnych prób ukrycia się. Dziwna i złowróżbna kula ognia spalała ich żywcem, wysychały ich ciała.

Jedni wołali swojego boga na ratunek, ale to nic nie pomagało. Inni złorzeczyli swojemu bogu, ale i oni tracili życie w podobnych męczarniach. Jeszcze inni w ciszy i w zdumieniu, przepełnieni niewyobrażalnym zdziwieniem z resztką świadomości zastanawiali się, jak do tego mogło dojść, dlaczego nikt im nic nie powiedział, nie ostrzegł ich . . . . . .

Akt III.

Idąc sobie wiejską drogą

trafiłem niedawno na końską kupę/łajno, w której roiło się od robaków. Były ich setki, podobnie w następnej. Jedne już zdechły na słońcu, inne się jeszcze wiły, choć ich los był już ostatecznie przesądzony.

Moje zaciekawienie (mieszczucha) tym zjawiskiem spowodowało, że zza płota podszedł do mnie gospodarz posesji i powiedział, że to co widzę na drodze to efekt farmaceutyków do odrobaczania koni (sic!).

Akt IV.

Pisząc o tym chciałem przestrzec przed mentalnością robaka.

Robak żył sobie bezrefleksyjnie, nie przejmując się nie tylko dniem jutrzejszym ale także tym, co dzieje się za przysłowiową ścianą jego kwatery. Obchodziło go tylko jego otoczenie i los najbliższych mu krewniaków. W ten sposób pozbawił się sam możliwości i umiejętności przewidywania tego, co może nastąpić. I źle skończył.

Zbliżają się bardzo ciężkie czasy. Wielu uczestników naszej branżowej gry było tylko biernym obserwatorem naszej walki o waloryzację Cennika BT na SKP. Nigdzie się nie angażowali, nie płacili za przynależność organizacyjną nikomu. Nikogo o nic nie pytali, rzekomo wszystko przewidywali, rolę trutnia lub robaka grali . . . . .

Bez stosownych pieniędzy nie tylko nie będzie stosownej jakości BT, ale także nie będzie wielu naszych SKP. Zostaną wymiecione z rynku (stosowny farmaceutyk ma w rękach MI i DTD) czego wielu z Was jednak nie przewidziało.

To nie tylko recesja gospodarcza, która już puka do naszych drzwi. To głęboka i wielosektorowa zapaść, przed którą nie jesteśmy już się w stanie obronić. Dryfujemy za stadniną w Janowie Podlaskim . . . . . .

Nie stanęliśmy na wysokości zadania i nie zdaliśmy egzaminu, jako środowisko związane z SKP. Przespaliśmy naszą szansę na prawdziwe zjednoczenie środowiska. Za to jednoczyliśmy się z różnej maści urzędnikami, przymilając się im, miziając się z nimi. Naszą niezasłużona karą w tej sytuacji będzie dalszy i głęboki kryzys naszej branży. Jesienią będzie już za późno na ratunek. Bo czekające nas w kolejce ogromne gospodarcze problemy spowodują, że nasze branżowe kłopoty będą musiały zejść na plan dalszy, jako czwarto- i pięciorzedne – niestety.

Trzymajmy się jakoś

dziadek Piotra

– – – – – – – – – – – –

Loading