KATASTROFICZNE DYWAGACJE

5/5 - (1 vote)

Katastroficzne dywagacje.

Dość! – krzyczy całe moje wnętrze i jestem taka bezradna. Ci, co nami rządzili a niektórzy jeszcze rządzą to ludzie bez moralnego kręgosłupa, bez charakteru, a raczej z charakterem, ale podłym. A my, podobno większość ludzi myślących pozwalamy się prowadzić jak owieczki na rzeź, tracąc z każdym dniem szacunek do siebie. Ludzie! Życie jest za krótkie, żeby przez cały czas zachowywać się grzecznie. – Uzmysłowiłam sobie wiercąc się nerwowo na kanapie, choć nie powiem, jest wygodna. Ale co ja mogę?!

Jakiż to byłby piękny świat, gdyby tak na zawsze przegonić tych podżegaczy, tę zgraję bezmózgowców, a może tylko cyników co mieszają w głowach mniej myślącym?

Kiedy wchodzę czasami w dyskusję z tym i owym, mówią mi – spójrz na swój pesel i daj sobie spokój. Po co się denerwować? A ja myślę, że to nie wiek mówi, ile masz lat i czy masz się denerwować czy nie, tylko podejście do życia.

Echo w mojej głowie natychmiast mi odpowiada – że niby jesteś stara?

Jaka stara?

PODEJŚCIE DO ŻYCIA! PODEJŚCIE! Tyle, że nie mam z kim, ani jednej bratniej duszy, która by poszła ze mną zwalczyć to zło. No może jedna, albo dwie osoby by się znalazły, ale to stanowczo zbyt mało!

A propos podejścia do życia to wypracowałam je w końcu przez te wiele lat co mam na karku. Nie ma tego złego.

Całe życie drapię się w górę i zawsze pod górę. I choćby co! Nigdy nie było łatwo.

Tak, taka jestem zawzięta!

Czasami nawet z uśmiechem się drapię pod tą górę.

Jak ostatnio – w końcu wygrali nasi. A czy im było lekko? Też się drapali.

Może nawet bardziej jak ja. Dziś w jeden zakątek Polski, juto w drugi – odległy. I jeszcze te haki!

A ja co? Tylko do siebie gadam i tylko echo mi odpowiada. Ale przynajmniej nikt mnie nie podsłuchuje i z całą pewnością moje myśli to nie jest bagno ciemnych interesów.

To suchy piach, przez który nie prześlizgnie się nawet Pegasus.

A zresztą cóż ja tam?

Wleźć nawet na tę górę nigdy nie mogłam. Nie te siły, nie ten spryt, szkoły też jakiś niespecjalne. Żadne MBI.

Całe życie cichutko i tylko muzyka kołysała i serce biło mocniej, gdy wrzucałam ostemplowaną kartkę do urny wyborczej, a potem tkwiłam przy telewizorze, czekając na wyniki sondażowe.

No tak, niebawem czekają mnie nowe emocje – wybory do Europarlamentu.

Póki co tylko listy wyborcze, układanki, pojedynki.

Moje echo wewnętrzne znowu zaczyna wrzeszczeć, trzepotać skrzydłami – przestępcy, ludzie bez zasad… I znowu wróciło po latach hasło: „Ciemny lud wszystko kupi”. A co tam! Wszystkie ręce na pokład a niektóre są przecież bardzo cenne.

Na przykład taki miliarder z Orlenu i Hesbollah, straty, ale głowa duża.

No co, nie jest cenny?!

Aa… nie powiedziałam wam, że dywaguję tak sama ze sobą jadąc już samochodem do mechanika, do mojego diagnosty, bo coś ostatnio mi furczy w silniku.

Mam też włączone radio by zagłuszyć ten denerwujący furkot.

A proszę bardzo, proszę przyjechać – powiedział mi nie dalej jak pół godziny temu pan Franek.

No to i wsiadłam do samochodu taka rozgadana wewnętrznie z tym moim echem i już zbliżałam się do celu.

No, nie powiem z niezłymi perturbacjami przejechałam te kilka kilometrów.

Stuk, pach! Krzyk! Chyba mój.

Zgrzyt… i przez chwilę poczułam się jak w filmie katastroficznym i to w głównej roli.

Przez moment poczułam też serce w gardle, ale już po chwili wyprowadziłam samochód na prostą.

W końcu mój pesel i to ciągłe drapanie się w górę zrobiły swoje.

Echo w głowie też zrobiło swoje i nawet się uśmiechnęłam, gdy usłyszałam w radiu słowa jakiegoś szydercy, a może i nie szydercy „A może pan prezydent już ułaskawił tego pana z  Orlenu?”.

I tak z uśmiechem na ustach, nieco rozbawiona wjechałam na stację diagnostyczną u pana Franka.

A mówiła pani, że tylko furczy coś w silniku, a tu widzę, że i maska, i reflektor rozbity…

No przecież musiałam dojechać! – stwierdziłam niewinnie.

Nie wspomniałam tylko o swoim echu w głowie i dywagacjach, jakie ze sobą prowadziłam od chwili, kiedy zamknęłam telewizor i siadłam do samochodu.

Pan Franek roześmiał się.

No to przynajmniej porozmawiamy o tych oparach absurdu, jakie ostatnio się dzieją.

Ale to może innym razem, na dzisiaj mam dosyć tych dywagacji, które kończą się szkodami w moim samochodzie.

Mój chaos w głowie i bałagan wymagały uporządkowania. Zdecydowanie.

Pan Franek spojrzał na mnie, jakby wiedział o co chodzi i powiedział:

A wie pani co jest w życiu piękne? Że jutro wszystko może się zmienić.

Przyznałam mu rację i odpowiedziałam, że porozmawiamy politycznie, jak przyjadę po odbiór samochodu.

A.D.Sł.

Loading