Wspomnienie z archiwum o urzędniku

Rate this post
Wspomnienie z archiwum o urzędniku hamulcowym
06/03/2011 10:35:48
 23 stycznia 2010 Urzędnik – Wielki Hamulcowy?

Pamiętam ze szkoły, że słowo administrować (ministrare) oznacza nie mniej i nie więcej lub – jak chcą niektórzy – „aż (?!)” – SŁUŻYĆ!

Niby to wszyscy wiemy i zgadzamy się z tym, ale diabeł1 . . .
No, bo komu ona ma służyć? UDS-owi, czy jego miejscu pracy, czyli SKP; klientowi indywidualnemu, czy właścicielowi floty samochodowej; naszej III RP, czy UE?

Ale przecież te wszystkie wymienione podmioty, to zawsze ludzie, obywatele, mieszkańcy i nasi bliżsi i dalsi sąsiedzi.

Cała więc para urzędniczego zapału (o ile on jeszcze tu i tam jest, ten urzędniczy zapał…) powinna pójść na „służenie”, czyli pomoc w załatwianiu konkretnych i bolących spraw zgłaszanych przez użytkowników i właścicieli pojazdów oraz osób i firm ich obsługujących. I ta pomoc nie może się sprowadzać do ganiania/odsyłania klienta od wydziału komunikacji do SKP i na odwrót – po kilka razy, gdyż ktoś zrobił tzw. czeski błąd w literówce dokumentu.

Tradycyjne tłumaczenie się przepisami niczego nie załatwia i niczemu nie służy, a nieraz to po prostu kłamstwo, zwyczajne wygodnictwo i obskurantyzm.

Bardzo dawno temu Człowiek wymyślił pierwsze przepisy, żeby sobie pomóc w organizowaniu życia społecznego, a nie żeby je gmatwać lub utrudniać. I tak powinno pozostać ! ! !

Jeśli jakikolwiek przepis nie pełni już tej usługowej wobec Ludzi funkcji, to oczywiście należy go zmienić!!!.

Tylko kto to ma zrobić??? Czy właściciel VW z zawodu strażak o nazwisku Nowak lub jego sąsiad, użytkownik Trabanta z zawodu ogrodnik o nazwisku Kowalski?

A może właśnie urzędnik, który widzi zdenerwowanego klienta i zna tę problematykę od wielu lat, a na dodatek za to mu Państwo Polskie płaci pensję i socjał z wczasami pod gruszą włącznie.

To urzędnik i tylko urzędnik stojąc na straży przepisów staje się niejednokrotnie Wielkim Hamulcowym pozytywnych zmian. Traktowanie rozporządzenia jak Biblii a prawa jak religii prowadzi do tego, że dane przepisy mogą jeszcze obowiązywać 2 tys. lat, co przy dzisiejszym postępie technicznym i społecznym byłoby tragedią.

Urzędnik, jeśli już zdecyduje się coś zmienić, to najczęściej przez mnożenie zakazów i obowiązków, aby znaleźć usprawiedliwienie dla swojego stanowiska pracy. Przedkłada w ten sposób interes prywatny ponad Dobro Publiczne.

Te ograniczenia zawsze dokonywane są kosztem jakichś wcześniejszych swobód (tzw. brak zaufania do motłochu i poczucie wyższości urzędniczej).

A wystarczyłoby wrócić do początków, do słowa ministrare, czyli administracja . . . .

dziadek Piotra (12:44)

———————–

P.S.

Minęło trochę czasu i co . . . ? . . . I . . . nic!
Niektóre ważne problemy – z punktu widzenia naszej branży – zostały zaledwie dotknięte.
Zaś żaden z problemów funkcjonowania UDS2-a na rynku pracy nie został nawet przedłożony do konsultacji.

———

Loading