Negocjacje od kuchni

Rate this post

Negocjacje od kuchni, jeszcze raz.

Ja wiem, że na forum „grupy roboczej” stanęła propozycja przedstawiciela naszego OSDS-u o stworzenie ustawy o zawodzie UDS-a. Ale ten nasz przedstawiciel nie przekonał (nie potrafił?) pozostałych jej uczestników do tej słusznej inicjatywy, którą podnosiliśmy jeszcze w naszym starym dobrym SDS-ie[1].

A piszę o tym nie po to, by rozdzierać szaty z tego tytułu, choć . . .  – niewątpliwie żal. Piszę o tym spoglądając ku przyszłości, aby ustrzec się od podobnych błędów.

Bo pamiętajmy, że o ile w SDS-ie nie było szansy na realizację tego postulatu, to taka szansa pojawiła się w OSDS-ie za sprawą tej właśnie „grupy roboczej” (i dziadka Piotra?).

Bo przecież wcześniej pisałem o tym, jak takie sprawy się załatwia. Pisałem, że żadne tego typu rozmowy/negocjacje nie mogą się jedynie sprowadzać do prezentacji własnego stanowiska w czasie oficjalnego spotkania. Pisałem, że wcześniej muszą odbyć się kuluarowe i jedynie dwustronne rozmowy „w cztery oczy”. Pisałem, że to my musimy te rozmowy zainicjować, bo to nam na tym zależy. A inicjuje się takie dwustronne rozmowy, umawiając telefonicznie spotkania z tymi, na których zdaniu/głosach nam zależy. Dopiero te wypracowane i wymęczone uzgodnienia z poszczególnymi uczestnikami „grupy roboczej” staną się podstawą do własnego stanowiska każdego członka „grupy roboczej” – każdego.

To na tym polegają – tego typu – prawdziwe negocjacje i obrady (od kuchni).

Zaś ci, którym nie zależy na utrzymaniu stanowiska swoich środowisk (może nie identyfikują się z nimi) jadą tylko na oficjalne spotkanie, gdzie odczytują z kartki swoje postulaty uważając, że na tym kończy się ich rola . . . . – i tyle (?).

I nie miałbym pretensji o to, gdyby ktoś o tym nie widział. Ale pisałem i przestrzegałem, więc choć szkoda, że nie wykorzystano tej jedynej w tym momencie szansy[2], to tym razem warto zapamiętać ten prawidłowy tok postępowania w kwestii wszystkich uzgodnień z przyszłymi branżowymi partnerami.

Ponadto warto w zastanowić się wspólnie, jak to się stało, że nie udało się zrealizować większości postulatów naszego środowiska. Jest to ważne dla naszej organizacyjnej przyszłości.

Odpowiedź na tak postawione pytanie jest stosunkowo prosta. Część przedłożonych na „grupie roboczej” postulatów nie była naszymi postulatami, czyli postulatami całego środowiska UDS-ów. Najprawdopodobniej były to osobiste postulaty Kolegi Prezesa lub konglomerat przemyśleń Kolegów z Zarządu OSDS-u.

Warto więc w przyszłości, aby nasz przedstawiciel, jadąc na takie negocjacje miał upoważnienie co do zakresu rozmów[3], w postaci uchwały Zebrania lub chociaż uchwały Zarządu, jako legitymacja prawna do podejmowania tak ważnych decyzji w imieniu naszego OSDS-u.

I tak się tylko już zastanawiam, bo nie mogę sobie przypomnieć, z czyjej to inicjatywy wpisano do Statutu wymóg dwóch podpisów przy ważnych decyzjach (zapytajcie właścicieli swoich SKP, czy muszą mieć podpis żony, aby podjąć decyzję)[4]. I zastanawiam się, czy Koledzy w Zarządzie pamiętali o dwóch podpisach na tym ważnym dokumencie, będącym efektem rozmów „grupy roboczej” i leżącym na biurku Ministra . . .

 

i pozdrawiam

Dziadek Piotra


[1]      A pamiętacie jeszcze, jak pięknie o tradycji gra i śpiewa „Skrzypek na dachu”? W PRL, za czasów realnego socjalizmu też usiłowano zerwać z tradycja II RP i nie udało się  . . . (!).

[2]    Szkolne: Nie ten dzieciak głupi, co nie wie, ale ten, który nauczycieli nie słucha . . .

[3]      określenie krańcowych granic, czyli na co może się zgodzić w czasie negocjacji, a na co nie ma i nigdy nie będzie zgody.

[4]      Tu nie chodzi tylko o prawomocność decyzji z jednym tylko podpisem. Bo tym samym nastąpiło decyzyjne ubezwłasnowolnienie i paraliż decyzyjny. Może warto zapytać, jak to jest rozwiązane w innych stowarzyszeniach lub w innych organizacjach, firmach (nie mówię o finansach). Tam też szef musi się prosić o podpis zastępcy lub podwładnego, aby jego decyzja/podpis była zgodna ze Statutem?

———————

Loading