MOTORYZACYJNE MITY I KORONAWIRUS

Rate this post

Koronawirus obnażył motoryzacyjne mity o sprzedaży pojazdów. I oto mamy efekt, niczym zdarcie odzienia z mało urodziwej kobity.

Od paru ładnych lat w Polsce byliśmy wręcz atakowani takim oto przekazem medialnym, że główną przyczyną, dla której jest tak niska sprzedaż nowych pojazdów są używane pojazdy ściągane z Zachodu (np. afera z „anglikami”). Bo co dziwne, to ta i taka narracja znalazła nawet posłuch u pewnej części naszych czołowych branżystów, którzy dali się zwieść bądź dali się kupić – mniej lub bardziej świadomie – lobbystom spod znaku PNP (producenci nowych pojazdów).

Był to prosty i prostacki w swoim wyrazie przekaz o tym, że rzekomo sprzedaż nowych pojazdów jest za słaba, bo w Polsce sprzedaje się zbyt dużo używanych samochodów.

Przecież także nas obwiniano o to, że nie tylko tolerowaliśmy ten napływ wiekowych zachodnich pojazdów, ale także wspieraliśmy to rzekome zło poprzez przymykanie oczu na ich wadliwy stan techniczny.

Ja nigdy nie twierdziłem, że przypadków „przymykania oczu” na stan techniczny pojazdów badanych na naszych SKP nie było. Ale nie było też tej wielkiej skali tych negatywnych zjawisk, o jakiej mówili lobbyści PNP i kupieni przez nich redaktorzy wielu różnorodnych mediów (nie tylko branżowych) oraz zaangażowani w ten proceder ministerialni urzędnicy. To właśnie stąd wziął się precedens z pierwszą kontrolą NIK, a potem kolejna kontrola i trwająca do niedawna nieustanna nagonka na całe nasze środowisko.

A my, między:

  • młotem (możliwości nabywczych polskiego społeczeństwa)

  • a kowadłem, czyli siedzącymi w kieszeni PNP przedstawicielami: mediów, różnych branżystów, ministerialnych urzędników i pseudo-ekonomistów oraz niby fachowców-marketingowców od sprzedaży nowych pojazdów.

Prawda jest jak oliwa i zawsze – prędzej, czy też później – na wierzch wypływa. Wystarczył ten katalizator, którym został koronawirus, aby opadły zasłony, niczym z mało urodziwej cudzej żony. Bo przez koronawirusa ustało jakiekolwiek ściąganie pojazdów z Zachodu i prawie ustało także ich sprzedawanie.

Więc teraz, w tej nowej sytuacji – teoretycznie i zgodnie z przekazem PNP – powinna ruszyć z kopyta sprzedaż nowych pojazdów prosto z salonów. Ale, niestety nic takiego się nie stało! Wręcz przeciwnie, drastycznie spadła ilość sprzedawanych nowych samochodów. Więc wszystko to, co wcześniej mówiono na temat rzekomo nieuzasadnionej fali używanych pojazdów na naszych drogach, która rzekomo blokuje sprzedaż nowych aut okazało się fałszem.

Czekamy więc na pierwsze przeprosiny za te wcześniejsze kłamstwa, a także za to obwinianie naszego zawodowego środowiska o te różne – i najczęściej wyimaginowane i niezasłużone! – przewiny. Bo to nie my byliśmy zaporą na drodze ku zwiększenia sprzedaży nowych aut w Polsce. To była między innymi wina tychże producentów, którzy tak mało płacili własnym pracownikom w Polsce, że nie było ich stać na zakup produkowanej w jego fabryce pojazdu (nawet z rabatami dla pracowników).

Bo o zakupach w wolnych i demokratycznych krajach decyduje rynek, a nie ministerialne decyzje urzędników o tym, na kogo teraz nasłać NIK!

Bo ta prawda jest i zawsze była prosta i prozaiczna. Jesteśmy narodem na dorobku i nie stać nas było na tę ilość nowych samochodów, która by była satysfakcjonująca dla producentów nowych pojazdów (PNP). Oni chcieliby więcej, Więcej i WIECEJ. Ale to nie jest ich błędem. Bo tak dzieje się w Krajach Demokratycznych.

Błędem było zaangażowanie się w ten ich interes ministerialnych post-PRL-owskich urzędników oraz wielu przedstawicieli rzekomo niezależnych motoryzacyjnych mediów, co może wskazywać, że my nie należymy do Krajów Demokratycznych.

A to wszystko tylko dlatego, że przedstawiciele PNP mieli za duże pieniądze . . . . . . – na tzw. marketing (?).

Trzymajmy się

dziadek Piotra

– – – – – – – – – –

Loading