POBILI SIĘ

Rate this post

Pobili się dwaj Górale?

Stres i nerwy zabijają nas. Przed paroma dniami na jednej SKP pobili się. Shocked To też było w biały dzień i na oczach bardzo wielu ludzi.

Nie byli to Górale i nie mieli ciupag – i dobrze. I nie było to w górach, tylko na nizinach. Ale bójka była autentyczna i ktoś zaliczył tzw. glebę. A ciupagi w rękach mogły spowodować przelew krwi, więc na szczęście nie mieli ich w rękach.

Wiele razy o tym już wcześniej pisałem, że na niektórych SKP nasi Koledzy mają tyle do powiedzenia, co przysłowiowy Żyd na Gestapo w czasie okupacji. I nieraz wydaje się, że niewielu Kolegom to przeszkadza…..? Foot in Mouth

A z tą bójką to było tak, że gdy insp. UDS robił sobie spokojnie jakieś tam BT, to w tym czasie właściciel SKP odebrał od niego DR mówiąc, że pójdzie do kanciapy wklepać dane, żeby było szybciej. Jak na razie wszystko jest w normie i zgodnie z tradycją na wielu SKP. Ale, gdy nasz Kolega insp. UDS po jakimś czasie wyszedł już z kanału, aby poinformować klienta o negatywnym stanie technicznym badanego pojazdu, to okazało się, że ten klient jest razem z jego szefem w kanciapie, gdzie sobie w najlepsze gadają, bo się wcześniej już dość dobrze znali.

Nasz Kolega nie miał innego wyjścia, jak tylko tam wejść i powiedzieć, że wynik tego BT był „N”. Ale wówczas okazało się, że w DR jest już wpis . . . . .

No i zaczęło się, od słowa do słowa, a potem skończyła się rozmowa i  . . . . – przepychając się wzajemnie wytoczyli się przed SKP, która jest przy jednej z najbardziej ruchliwych ulic w mieście (niedaleko dworaca PKP i PKS). Na oczach przechodniów i obserwatorów w przejeżdżających pojazdach doszło do tych gorszących scen. Na szczęście nie mieli ciupag w rękach, ale tzw. „glebę” zaliczono.

Pobili się, bo stres i nerwy zabijają. Ale, żeby z tego tytułu doszło do rękoczynów?

Ta nasza nerwowość nie wzięła się znikąd. Nasi uważni PT Czytelnicy i Koledzy zapewne pamiętają podobne objawy wynikające z naszych stresów – http://www.diagnostasamochodowy.pl/2014/rece-opadaja-2/

I już sam nie wiem, czy lepsze jest wzywanie Policji, czy też wyładowanie stresu pięścią na cudzej twarzy . . .?!? Nie wiem, która z tych metod środowiskowej walki między sobą jest bardziej prostacka.

Ale jedno jest pewne, że obserwowanie i opisywanie podobnych sytuacji nie sprawia mi żadnej przyjemności. Boli mnie wręcz, że do tego wszystkiego walczymy między sobą i ze sobą, zamiast z tymi, co nas w to wrobili. Ta walka ze swoim własnym środowiskiem zawodowym przybiera bardzo różnorodne i dziwne nieraz formy. Prześladujemy i wyzywamy swoich Kolegów nie bacząc, co jest prawdziwą przyczyną ich ewentualnie nagannych zachowań. Nieraz nam się nie chce (jesteśmy zbyt leniwi?) dociekać prawdziwych przyczyn branżowych patologii, bo to wymaga dalszego wnioskowania o metodach zaradczych, z czym wielu z nas ma problem.

Od wielu miesięcy z podziwem obserwuję tę część środowiska lekarskiego, które jest zrzeszone w ramach Porozumienia Zielonogórskiego. Uważam, że mieliśmy i nadal mamy szansę na budowę podobnej struktury. Oni nie piszą listów (miłosnych i żałosnych?) do swoich urzędników. Oni nie wyręczają urzędników w ich pracy związanej z tworzeniem nowego prawa. Czy słyszeliście, żeby oni się pobili?

Oni jedynie recenzują urzędniczą pracę i negocjują korzystne dla siebie rozwiązania, Jedynie Recenzują i Negocjują!

Są szanowanymi partnerami w tych negocjacjach z uwagi na swoje kompetencje oraz z uwagi na to, że reprezentują dość znaczną ilość środowiska lekarskiego. Ten właśnie fakt ilościowej reprezentacji umyka wielu naszym liderom, którzy skupili się jedynie na pozorowanych działaniach sprowadzających się do tzw. „bywania” na salonach.

Ja nie twierdzę, że to „bywanie” nie jest ważne. Ale najważniejsza jest ilość członków danej organizacji. A to już dla niektórych naszych środowiskowych liderów jest pewnym problemem. Nie mają wiedzy o tym, jak i czym dotrzeć do środowiska i zjednać je sobie, aby ono zechciało zaufać i przyłączyć się do wspólnych przedsięwzięć.

Niektórzy liderzy uważają jeszcze, że są na tyle atrakcyjni (cokolwiek by to miało oznaczać), że to środowisko powinno do nich przyjść i prosić o łaskę „przynależności”, którą oni będą ewentualnie rozdzielać, niczym jakieś prezenty (temu damy, a tamtemu nie, a owego wykluczymy). To metody rodem z PRL-u, gdy trzeba było składać podanie/prośbę o przyjęcie do nieboszczki Partii.

A teraz mamy już przecież inne czasy, a i Ludzie są już inni. Więc i metody muszą być inne niż w PRL-u. I jeśli tego nie zauważymy i nie zaakceptujemy, to nic już więcej nie osiągniemy.

 

Dziadek Piotra

Loading