Nasze drogi

Rate this post

Nasze polskie drogi.

Dzisiaj na Onecie przeczytałem artykuł który zaczynał się tak:

Był wrzesień 2012 roku. Drogowcy zabrali się za układanie asfaltu na 2-kilometrowym odcinku ul. Batorego na wrocławskim osiedlu Leśnica.

Zbudowany i zadowolony z faktu rozwiązania istotnego problemu wrocławian, m.in. z objazdami na Legnicę,  rozsiadłem się wygodnie i czytam dalej, a tu niestety tylko gorzej. Że po kilku miesiącach asfalt zwinięto. Zwinięto, rozumiecie. Przecieram oczy i czytam ponownie. Asfalt zerwano, bo zarządca drogi uznał, że nie będzie w stanie utrzymać w należytym stanie nowo położonej nawierzchni. Postanowił więc ją zerwać. I tak zrobił. Do artykułu jest dołączone zdjęcie na którym widać wybrany pas nowego asfaltu.

Zgroza. Głupota.

Jakich jeszcze słów trzeba użyć by określić zachowanie zarządcy drogi. Mam głęboką nadzieję, że odpowiedni prokurator już bada ten szczególny przypadek zniszczenia mienia. Mienia publicznego. Nas wszystkich.

To co się dzieje na Naszych drogach miałem ostatnio możliwość zbadać w sposób szczególny, jadąc na kilkudniowy wypoczynek do Zakopanego. Najpierw wpadłem z dosyć fajnej dwupasmówki w starą wąską drogę. Snułem się na niej w korku, ale jednak do przodu. Dalej, w okolicach Poronina, kilka nierówności i bach, stoimy. Dlaczego. Ano dlatego, że drogowcy ograniczyli ruch na moście w Białym Dunajcu. Ruch wahadłowy. W efekcie tworzą się gigantyczne korki tych użytkowników dróg, którzy nie znają miejscowych objazdów. A dlaczego drogowcy zamknęli most w Dunajcu. Bo jest stary i się wali. Nie mogą go jednak naprawić, a szczególnie rozbudować, bo góral z Białego Dunajca się na to nie zgadza. A góral jak się nie zgadza, to się nie zgadza, i już. Hej.

Państwo w swoim majestacie stoi naprzeciw górala i patrząc mu w oczy prosi – sprzedaj nam kawałek swojej działki, my zrobimy drogę i most, ludzie pojadą do Zakopanego w odpowiednim komforcie, będą zadowoleni, wydadzą pieniążki i miejscowi zarobią. Może też w końcu będzie można w Zakopanem zorganizować dużą imprezę sportową, bo brak funkcjonalnego dojazdu, jest podstawową przeszkodą w organizacji takiej światowej imprezy. Ale góral mówi nie, i już. Państwo rozkłada więc ręce i twierdzi, nic tu się nie da zrobić, góral mówi nie i basta.

Ręce opadają do samej ziemi. Świat zwariował kompletnie.

Jeden, czy grupa miejscowych, blokuje możliwość rozbudowy drogi dojazdowej do największej miejscowości wypoczynkowej w polskich górach w imię świętego prawa własności. Fakt, prawo własności rzecz święta, ale państwo, w swojej mocy zarządzania losem obywateli, ma możliwości kształtowania postaw jednostki w stosunku do potrzeb społeczeństwa. I choć to brzmi po leninowsku, to stosownymi instrumentami posługuje się cały demokratyczny świat. W Chorwacji, Niemczech, Francji, we Włoszech, Turcji, też są górale i państwo na ich ojcowiznach buduje autostrady i drogi lokalne. Buduje, i to z jakim skutkiem. U nas nie. Tam góralowi państwo płaci, płaci stosownie i góral przesuwa się ociupinę w bok, robiąc miejsce do budowy drogi. U nas nie. Tam państwo daje góralowi inną wartościową parcelę i góral się przesuwa. U nas nie. Tam państwo rekompensuje w inny możliwy sposób góralowi stratę kawałka ziemi. U nas nie.

Paranoja kompletna. Ustawa o zamówieniach publicznych i obawa o działania korupcyjne oferentów państwowych tak zmroziły drogowych urzędników, ze stop kompletny. Nic się nie da zrobić. Nawet zmienić przepisów czy napisać specjalną ustawę dotyczącą budowy tej ważnej społecznie drogi.  Państwo nie chce się zmobilizować do działania na rzecz ulżenia w trudzie dojazdu do Zakopca swoich obywateli, bo nie chce i już. Państwo jest jak góral. Nie bo nie. Trafił swój na swego.

A jeszcze niedawno,  także u nas, było  inaczej. Jak opowiadał mi góral spod Nidzicy, państwo budując zalew poprosiło miejscowych aby się przesunęli, bo jak nie to zostaną zalani. Górale oczywiście mówią nie, skąd, my z ojcowizny. Więc państwo zaproponowało góralom trzy rozwiązania. Dostaniecie kasę za parcele, dobrą kasę, lub nowy dom z działką. A  kto nie chce kasy lub działki z nowym domem wybudowanym przez państwo, to może dostać paszport i wyjechać gdzie chce. Zalew powstał.

I tu mamy odpowiedź, dlaczego od lat nasze państwo nie radzi sobie z zakopianką. Państwo nie może już kupczyć paszportami przez co straciło podstawowe narzędzie do oddziaływania na górali. Jak nie przywrócimy dystrybucji paszportów, to zakopianka nie powstanie. Będziemy dziadować nadal.

Rząd partii obywatelskiej już sześć lat buduje zakopiankę. Chorwaci w tym czasie wybudowali dziesiątki czy setki kilometrów takich dróg. Też po  własnościach górali. Dali radę. My nie.

Ciągle stoi mi przed oczami poseł i minister od sportu tej obywatelskiej i bezradnej partii, który siedząc na leżaku, na polu golfowym na Florydzie mówił do kamery – Polska to dziki kraj. Polska to dziki kraj.

Boże, ten gość, o czym przekonują się ludzie we Wrocławiu na ul. Batorego, czy chętni na wyjazd drogą do Zakopanego, miał rację.

Uświadomienie sobie tego faktu jest straszne, wręcz frustrujące.

Co nas bowiem czeka jak nasze państwo nie znormalnieje. Jak nie przestaniemy zrywać świeżo położonego asfaltu. Jak nie zaczniemy rozmawiać z góralami w sprawie zakopianki w sposób rzeczowy i konkretny. Co zrobimy, a raczej, co zrobią nasze dzieci, jak partia obywatelska głosem swoich członków będzie miała rację w sprawie stanu emocjonalno-mantalnego  naszego państwa. Co będzie. Ano wszyscy wyjadą, a ostatni zgasi światło, jak mówił klasyk kabaretu.

To nas czeka jak nie znormalniejemy, Panie ministrze od fotoradarów. Bo to do Pana. 

Nandek.

——————

Loading