MEANDRY WYOBRAŹNI

Rate this post

Meandry naszej (?) wyobraźni, czyli pomnik dla . . . . – Andreas-a Lubitz-a (?).

To, co dla jednych jest proste, dla innych może stanowić pewną (?) trudność. Tak jest z naszą wyobraźnią, która dla jednych stanowi pewien (?) kłopot, choć dla innych nieco jakby mniejszy. Czyli chodzi o to, że niektórym z nas trudno sobie wyobrazić następstwa swoich własnych czynów.

I. Nie jednemu z nas zabrakło kiedyś wyobraźni.
Jeden z naszych kolegów zawsze był kontrowersyjny w swoim etyczno-moralnym zachowaniu, jeszcze z czasów starego dobrego SDS-u. I dlatego od dłuższego okresu czasu nie podejmuję z nim kontaktów. A tu maszszsz . . ., jak z liścia w twarz . . .
Bo otrzymałem od niego życzenia bożonarodzeniowe, a niedawno wielkanocne. Nie odpisywałem, choć – czego wcale nie ukrywam – te życzenia mnie zastanowiły i zaciekawiły. Cóż taki fakt może oznaczać? Bo choć wstęp do tych życzeń jest napisany nieco pokrętnie (tradycyjnie!), to fakt zaistniał.

Czyżby te życzenia to akt skruchy i wyciągnięta ręka do pojednania?
Szkoda, że ten nasz kolega nie potrafił przewidzieć następstw swoich pierwotnych i nagannych czynów.
Ale, że jestem człowiekiem kompromisu, to deklaruję zasypywanie rowów . . .

Więc, no nie ma sprawy (?).
Ale to nie tylko mnie obrażano, więc proszę tę swoją wyciągniętą rękę pokazać i innym naszym Koleżankom i Kolegom obrażanym publicznie. Więc już publicznie czekamy na życzenia dla naszego całego środowiska. Publicznie, czyli na jakimś otwartym forum (może być forum Norcom, forum OSDS lub komunikat na stronce naszego Informatora.

II. Mnie też kiedyś zabrakło wyobraźni.
Przed kontaktami z innym z naszych bardziej zapalczywych kolegów przestrzegano mnie w PKS-ie długo, namiętnie i wielokrotnie. Pozwólcie, że zilustruję jego zachowanie jednym tylko przykładem. Jako dozgonny zwolennik PIS postanowił wejść do matecznika wroga i ustalić, kto w jego dolnośląskim mieście zasługuje na największe potępienie z tytułu swoich przekonań. W tym celu dochował wszelkich formalności i wstąpił do PO, w celu ustalenia największych – rzekomych! – wrogów RP i swoich.  A  potem, po kilku miesiącach, nieomal z płaczem w głosie skarżył się, że idąc po ulicy swojego miasta słyszy za sobą głosy pt. kapuś (sic!).

Nie nam wnikać, na ile te głosy są urojone tylko w jego głowie, a na ile prawdziwe. Nie nam wnikać, dlaczego ktoś nie ma odwagi powiedzieć mu tych słów prosto w oczy.
Ale jest prawdą, że i tacy ludzie są w naszym środowisku, i niejeden z właścicieli SKP w podobnym celu wszedł do naszego SDS-u, a potem OSDS-u.

Jak z tego widać, są jeszcze tacy ludzie, którzy absolutnie nie potrafią przewidzieć konsekwencji swojego postępowania.
Ja przestróg Kolegów z PKS nie słuchałem i się z nim zakolegowałem wychodząc ze starocharcerskiego założenia, że każdego można wyprowadzić na Ludzi. Poniosłem osobistą porażkę. Kolega ten nie dał się wyprowadzić na Ludzi, pomimo wielomiesięcznych obustronnych starań.

A teraz, niczym niewierna żona wydzwania, bo porzucona . . .
No cóż, naszemu koledze także zabrakło tej wyobraźni o tym, co niesie ze sobą takie postępowanie, gdy po zdradzie nie następuje akt skruchy i przeprosin.

III. Pomnik dla A. Lubitz-a?
Czy możliwy jest pomnik tym, którzy nas zawiedli?
Czy Wasza miłosierna i zbudowana na chrześcijańskich podstawach wyobraźnia obejmuje sytuację, że rodziny ofiar Andreasa Lubitz-a (Andrzeja Lubicza?) postanawiają postawić pomnik w Alpach, w miejscu katastrofy? Jeśli tak, to dobrze, bo u nas też stawia się pomniki w różnych miejscach. Ale jedźmy dalej . . .

A jeżeli, na tym pomniku będą także nazwiska dwóch pilotów . . . .? Choćby dlatego, że jeden się starał (choć mu nie wyszło), a drugi był ewidentnie chory. Czy osoba chora nie zasługuje na miłosierdzie i szacunek?

No, zaraz, zaraz, powoli . . . .
Bo oni mieli obowiązek dowieźć Pasażerów do docelowego lotniska, które na tym etapie nie miało nazywać się jeszcze NIEBO.
Więc, to nie jest możliwe, że oni Wszyscy na jednym pomniku, wszyscy razem, sprawca i jego ofiary.

Bo pomniki stawia się Bohaterom, a nie złamasom!

Więc jeszcze raz nie, Nie, NIE!
Bo moja wyobraźnia tego inaczej nie obejmuje. A Wasza?

Bo szacunek dla chorego i miłosierdzie chrześcijańskie to jedno, a stawianie pomników, to drugie.

I nawet, jeśli się starał, miał dobre chęci, a mu nie wyszło, to dla takich nie może być miejsca na pomnikach. I nawet, jak taki pomnik stanie w Alpach, to nie będzie na nim wyryte na wieki nazwisko Andreasa Lubitz-a (chyba, że z komentarzem, iż ze złości na swoją chorobę złamał się i zabił pozostałych – na wieki!).

I pozdrawiam
dziadek Piotra.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

P.S.
Uprasza się, aby nie czynić żadnych analogii do Katastrofy Smoleńskiej. Powyższe dywagacje nie mają nic wspólnego z sytuacją

  1.   naszych pilotów, którzy dali się złamać przełożonym,
  2.   tych takich wszystkich (?) uczestników lotu, którzy wchodzą do kabiny pilotów, częstują piwkiem, nakazują lub zakazują to, czy tamto…
  3.   tych wszystkich takich, którzy typowo polskie zachowania z pkt 1 i 2 inspirowali z tylnych siedzeń foteli.

Loading