W SPRAWIE BIEŃKOWSKIEJ

Rate this post

W sprawie Bieńkowskiej to i owo,

trochę osobiście, a trochę branżowo.

Pisałem już 31 grudnia o nowym osiągnięciu nijakiej Bieńkowskiej  http://www.diagnostasamochodowy.pl/2013/swiateczne-czytanie/

I pisałem wczoraj . . .  Ale muszę jeszcze dwa słowa poświęcić temu tematowi, bo . . .

 

I. Nasze straty.

Jeden z dzwoniących Kolegów informuje, że ich SKP poniosła straty finansowe, gdyż klientów musieli odesłać z kwitkiem z uwagi na to, że od rana nie udało się zainstalować oprogramowania pod nowe rozporządzenie „1675” nijakiej Bieńkowskiej.

Uważam, że te straty powinny pokryć firmy dostarczające nam oprogramowanie, bo co do zasady musi ono być zgodne z prawem. A tego, w bardzo wielu wypadkach, nie zrobili na czas. Mało tego, bo teraz usiłują ten swój obowiązek przerzucić na nasze środowisko twierdząc, że musimy posiadać jakieś minimum wiedzy informatycznej (sic!). Jeśli mamy ich zastępować w pracy, to może oni zrewanżują się tym samym i nas zastąpią na ścieżce?

Jeśli przyjąć, że tak ma być, jak chcą tego informatycy z SKP-Pro, Norcom-u, Dekry, Tuv-polu, Patronatu, itp., itd., et’cetera, to zapytajmy ich, dlaczego informatyka, jako odrębny przedmiot nie jest wymagana na kursach dla kandydatów do naszego zawodu? Dlaczego takich treści stricte informatycznych nie ma na egzaminach w TDT?

Więc przypomnijmy, jak to powinno wyglądać: ich psim  obowiązkiem było przysłanie nam – z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem! – na każdą SKP w Polsce dyskietkę z pismem przewodnim, zawierającym instrukcję obsługi programu aktualizującego.

I w pełni zgadzam się z dzwoniącym do mnie Kolegą, który zdroworozsądkowo mówi, że te wszystkie zmiany wynikające z tego rozporządzenia „1675” można było zmieścić „w uwagach”, czyli bez potrzeby instalowania nowych wersji naszych programów. To rozwiązanie naszego Kolegi jest tak oczywiste, że aż ciśnie się na usta: więc po co te wszystkie koszty i straty na naszych SKP, po co te nasze nerwy!

A jeśli nie wiadomo o co chodzi, to wypada zgodzić się z naszym Kolegą, że prawdopodobnie o pieniądze. Za tak „rozdmuchany” projekt tego rozporządzenia (z konieczną wersją elektroniczną?) ktoś musiał wziąć pieniądze, a ktoś inny musiał zapłacić z naszych podatków.

 

II. Sprzedajni politycy i urzędnicy.

Na naszych oczach zmienia się pojęcie i postrzeganie demokracji. To już nie jest władza ludu sprawowana za pośrednictwem demokratycznie wybranych przedstawicieli. Owszem, to my wybieramy tych swoich przedstawicieli, ale oni potem zaprzedają się i służą już nie tym, którzy ich wybrali. Służą nie tym, którzy im płacą miesięczne wynagrodzenie z podatków.

Służą tylko tym, którzy do tego coś im wręczają, zaoferują coś jeszcze atrakcyjniejszego, coś ekstra (zegarki, obiadki, wczasy, zapowiedź pracy po zakończeniu kariery urzędniczej lub politycznej), czyli różnym lobbystom.

W ten sposób w ministerstwach rządzą już przedstawiciele koncernów, a polityczne decyzje podejmowane są w celu zaspokojenia potrzeb firm, a nie w celu zaspokojenia potrzeb obywateli danego kraju, czyli nas-podatników.

Niedawno, w programie telewizyjnym jeden z profesorów PAN[1] powiedział, że nasz biznes panoszy się po Kraju i rozpycha łokciami – nie dając nic w zamian!

Łatwa, bo potokowa produkcja taśmowa, wymyślona jeszcze przez Forda (ile to już lat powiela się ten sam schemat?). Zamiast jakiejkolwiek innowacyjności, zamiast odrobiny wysiłku intelektualnego mamy proste schematy świadczenia usług i prostackie oraz  prymitywne wykorzystywanie ludzi (patrz np. umowy śmieciowe na SKP w Olsztynie, w Głupc-zycach, itd., itp., et’cetera).

A tymi wykorzystywanymi, popychanymi i spychanymi jesteśmy my wszyscy pozostali obywatele, których nie stać na przekupywanie urzędników, choć w swej masie utrzymujemy ich z naszych podatków.

Zdaniem nijakiej Bieńkowskiej, Polska pogrąży się w kompletnym chaosie, gdy natychmiast nie przystąpimy do:

– spisywania liczników w pojazdach,

– wpisywania kraju ostatniej rejestracji,

– wydawania zaświadczeń z każdego BT,

– określania kategorii pojazdu.

Ale jak pamiętam, część tych postulatów przewija się w ustach PNP[2] od lat około dwóch, a w tym czasie pozytywnie rośnie ilość coraz młodszych pojazdów rejestrowanych w naszych WK[3] . . . . . (sic!).

Więc o co tu chodzi?

 

Pyta i tradycyjnie już pozdrawia

Piotra dziadzia

================

P.S.

A w przypadku tzw. „pierwszego w kraju”, gdy przyjedzie do nas już z PC i wpisaną datą pierwszej rejestracji w kraju (PL), co zdarza się w większości WK, to (i pomimo tego!) wpisujemy jednak kraj poprzedniej/wcześniejszej rejestracji (więc nie ostatniej!), czyli np. Niemcy, Dania, Francja itp., itd., et’cetera.

 


[1]    PAN, to Polska Akademia Nauk.

[2]    PNP, to lobby producentów nowych pojazdów.

[3]    WK, to Wydział Komunikacji.

Loading